,,Ciemność... kiedy wszystko co znałeś i kochałeś zostaje ci zabrane... Myślisz jedynie o swym gniewie, nienawiści, nawet o zemście... i wtedy nikt cię nie uratuje." Autor: Masashi Kishimoto
........................................................................................
1 lipca, godzina 12:00, Londyn:
Mijałam różnych ludzi, mijałam różne budynki, ale wciąż myślałam tylko o jednym.
Nikolaj Iwanow. Będę musiała chodzić do jednej szkoły z mordercą mojej rodziny i będę musiała się powstrzymywać przed tym, żeby przy najbliższej okazji nie oderwać mu głowy. Sama nie wiedziałam, kiedy zaczęły się we mnie budzić takie mordercze instynkty. Po części to mnie trochę przerażało, ale... teraz to było częścią mnie. Powinnam to zaakceptować czy z tym walczyć?
Nawet nie zauważyłam, kiedy trafiłam do jakiegoś ciemnego zaułka.
Chciałam z niego wyjść, lecz poczułam jak ktoś przyciska mnie do ściany. Spojrzałam na tą osobę i kogo zobaczyłam? Faceta, który przegrał ze mną, gdy ścigaliśmy się na motocyklach. Uśmiechał się ironicznie, a oczy błyszczały mu niezdrowym blaskiem. Co prawda mogłabym go od razu odepchnąć, ale chciałam się trochę pobawić i wyzbyć negatywnych emocji, które nagromadziły się po spotkaniu z Iwanowem. Starałam się zrobić przerażoną minę po czym zaczęłam się szarpać jak... jak mała, słaba dziewczynka, którą w zasadzie nigdy nie byłam. Ten tylko zaśmiał się gardłowo i jeszcze bardziej do mnie przylgnął przytrzymując moje nadgarstki nad głową.
- I co? Teraz nie jesteś już taka harda, hmm? - wyszeptał mi do ucha podekscytowanym głosem.
- Cz-czego chcesz?! - Świetnie udawałam przerażony ton.
- Upokorzyłaś mnie przed wszystkimi po tym wyścigu. Myślisz, że tak to zostawię? Zapłacisz mi za to... i ja już wiem jak... tak... dostaniesz nauczkę... - mówiąc to zaczął składać na mojej szyi natarczywe pocałunki, ale gdy włożył rękę pod moją sukienkę uznałam, że teraz pora zamienić się rolami. Odepchnęłam go z całej siły i teraz to ja go przygwoździłam do ściany obok. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Żałosne. Naprawdę myślisz, iż twoje groźby robią na mnie jakiekolwiek wrażenie? Gdybym chciała to z miejsca mogłabym cię zamordować, a ty nie mógłbyś zrobić nic by mnie powstrzymać. Kim ty właściwie jesteś? Małym, żałosnym mugolem. A ja...? - Jedną ręką przy trzymałam go za gardło podnosząc do góry, a drugą przejechałam mu wolno paznokciem po policzku, a na koniec palcem wskazującym podniosłam jego podbródek lekko do góry. Widziałam jak próbuje zaczerpnąć odrobinę powietrza machając przy tym bezradnie nogami chcąc poczuć grunt pod nogami. Widziałam to i delektowałam się jego bezsilnością.
Teraz to ja panowałam nad losem tego mężczyzny. Mogłam mu podarować życie albo śmierć. Przekrzywiłam głowę delikatnie w bok po czym ze znudzeniem puściłam go, a ten upadł na ziemię dysząc ciężko rozmasowując gardło. Spoglądałam na niego z góry czekając na jakikolwiek ruch z jego strony. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie z mieszaniną szoku oraz nienawiści. Rzucił się w moim kierunku, lecz ja spodziewając się tego podniosłam szybko nogę i z impetem uderzyłam stopą w twarz motocyklisty. Usłyszałam głośne chrupnięcie po czym zobaczyłam krew wytryskającą z jego nosa. Zaśmiałam się ironicznie słysząc pojękiwanie poszkodowanego.
Podeszłam do mugola i kucnęłam obok po czym zmusiłam, aby spojrzał mi w oczy.
Patrzyłam z niezdrową fascynacją jak w jego zielono-brązowych tęczówkach widnieje strach, ból.
- Teraz powiedz mi... czy opłacało się na mnie napadać? - spytałam cicho nie spuszczając wzroku ze swojej ofiary. W jednej chwili oczy mężczyzny stały się puste, a głos wyprany z emocji.
- Nie. - Zmarszczyłam brwi dziwiąc się w duchu tą nienaturalną zmianą.
- Jak się nazywasz? - zapytałam chcąc zobaczyć co odpowie.
- Christopher Wright. - Nie wiedziałam dlaczego odpowiadał tak po prostu na moje pytania bez żadnego sprzeciwu. Coś było nie tak.
- Poklep się jedną dłonią po głowie, a drugą pogłaszcz po brzuchu - rzekłam wciąż sprawdzając "moje umiejętności". Mężczyzna zrobił to co kazałam bez żadnego narzekania. Po raz kolejny zmarszczyłam brwi.
- Przestań - powiedziałam, a on zaprzestał owej czynności. Czułam się dziwnie, lecz nie mogłabym go tutaj trzymać wieczność. W końcu nie miałam zamiaru, żeby się wykrwawił na śmierć.
- Zapomnij o mnie i o tym co tutaj robiliśmy. Wpadłeś na jakąś grupkę facetów, a oni cię pobili. Nie znałeś ich. - Przez chwilę jego oczy były zamglone, a ja w tym samym czasie stałam się niewidzialna za pomocą naszyjnika i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Wszystko wydarzyło się w ciągu kilku sekund. Poszkodowany zamrugał kilka razy po czym syknął z bólu i dotknął swojego nosa, a następnie zaczął wyklinać swoich "oprawców" podążając przy tym ku wyjściu z zaułka. Gdy zniknął za rogiem, wyszeptałam: "Invisibilis magicae" stając się dzięki temu widzialna. W głowie miałam kompletną pustkę. To co się tu przed chwilą zdarzyło... nie wiedziałam co o tym myśleć.
Potrzebowałam miejsca gdzie mogłabym odpocząć i przemyśleć... TO.
Wtedy przypomniałam sobie miejsce, do którego zabrał mnie kiedyś James. Park Narodowy Snowdonia. Po chwili jedyne co dało się słyszeć to cichy trzask towarzyszący teleportacji.
Park Narodowy Snowdonia, godzina 12:10:
Wylądowałam na niewielkim pagórku.
To miejsce zachwycało mnie tak jak wtedy, gdy przybyłam tu za pierwszym razem z Jamesem. Jezioro odbijało widok gór i pagórków. Ciepłe promienie słońca padały na wszystko co znajdowało się w ich zasięgu. Natomiast zielona oraz miejscami żółta trawa wyglądała na przyjemnie miękką.

Usiadłam na niej i wpatrywałam się w zaśnieżone góry rozpamiętując jednocześnie tamto wydarzenie. Zrobiłam krzywdę temu człowiekowi, ale... nie czułam się źle z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Czułam... satysfakcję? W głębi duszy wiedziałam jednak, że posunęłam się zbyt daleko. Lecz głosik, który to mówił był cichy, słaby. Był zagłuszany przez coś innego.
To coś wewnątrz mnie pochwalało to co zrobiłam. Uważało w dodatku, że takie szumowiny jak on nie powinny chodzić po ziemi. Nie chodziło o to, że był mugolem. Nie mogłam powstrzymać swoich instynktów. Pewnie, gdyby nie te moje dziwne "umiejętności" zabawiłabym się z nim dłużej. I wątpię, żeby wyszło z tego coś dobrego. Westchnęłam cicho przymykając przy tym powieki.
Gorący, letni wiatr targał moje włosy na wszystkie strony i powoli zaczynało mnie to irytować, bo co chwilę musiałam poprawiać swoje loki, by nie wchodziły mi w twarz.
W końcu warknęłam wściekle, a w tej samej chwili wiatr zniknął*.
Zadowolona takim obrotem spraw położyłam się na trawie zamykając oczy. Takie miejsca jak to potrafiły mnie zrelaksować. Mogłam pozwolić myślom odpłynąć. Mogłam sama odpłynąć, odpocząć od problemów, których ostatnimi czasy miałam jednak nie mało. Musiałam porozmawiać z Damianem. Tylko on mógł mi pomóc. Tylko on mnie rozumiał. W tej samej chwili ogarnął mnie sen.
Sen:
Wciąż byłam w Parku Narodowym Snwodonia.
Tylko, że teraz był ze mną Damian. Uśmiechnął się delikatnie i w tej samej chwili znalazłam się w jego objęciach.
- Chcesz o czymś pogadać? - zapytał, gdy już mnie puścił. Niepewnie kiwnęłam głową, a on wskazał dłonią, żebyśmy się przeszli. Nie zaprzeczałam. Przez kilka minut panowała cisza, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
- Widziałam go dzisiaj. Widziałam... Iwanowa. Będę musiała z nim chodzić do szkoły. - Nazwisko Rosjanina wymówiłam z największą pogardą i obrzydzeniem. Damian westchnął po czym współczująco objął mnie ramieniem i wyszeptał:
- Wiem o tym, siostrzyczko. Wiem i rozumiem twój gniew, ale pamiętaj. Nie rób czegoś czego będziesz później żałować.
- Nie wiem o czym ty mówisz. To morderca i zasługuje na coś gorszego niż śmierć. Nie widziałeś go, nie wiesz do czego jest zdolny. On nie ma serca. Cierpienie niewinnych sprawia mu radość. Czy Ania i rodzice zasłużyli na to co ten psychol im zgotował? Pomyśl ilu ludzi musiał skrzywdzić! Teraz to ja zrobię piekło z jego życia. Będzie błagał o śmierć, będzie skomlał o wybaczenie niczym kundel. Ale go nie dostanie. Prędzej umrę. - Mój głos był kompletnie pusty. Nie było w nim słychać złości, bólu czy żalu.
- Nie pozwól by zawładnęła tobą nienawiść. Ona wyniszcza ludzi i nigdy nie przynosi nic dobrego. - Spojrzałam na niego po części urażonym i smutnym wzrokiem.
- Jesteś jedyną osobą, której mogę w pełni zaufać. Z którą mogę porozmawiać o tym co czuję. Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że nie mogę tak tego zostawić? Nie rozumiesz, że gdybym pozwoliła mu odejść w spokoju to przeze mnie zginęłoby wielu niewinnych ludzi? Nie rozumiesz, że złamałabym słowo danej samej sobie? Wybaczenie dla tego mordercy nie leży w mojej naturze. - Oddaliłam się od niego spoglądając na jezioro, w którym widziałam najpierw swoje odbicie, a potem Damiana.
- Ja po prostu nie chcę, żebyś potem tego żałowała. Nie chcę, żebyś była taka jak on. Chciałbym z powrotem zobaczyć twój uśmiech. Chciałbym usłyszeć twój śmiech...
- Nigdy nie uśmiechnę ani nie zaśmieję się szczerze dopóki wiem, iż on żyje. A ty powinieneś to rozumieć. Jako osoba, która podaje się za członka mojej rodziny... powinieneś mnie zrozumieć. Ale najwyraźniej zbyt dużo od ciebie wymagam...
Koniec snu
Obudziłam się z niemiłym, kującym uczuciem w klatce piersiowej.
Starałam się je zignorować, lecz z trudem mi się to udawało. Wstałam po czym otrzepałam się z trawy i nagle poczułam burczenie w brzuchu. Tak, zdecydowanie nadszedł czas by coś zjeść. Starając się ignorować natarczywy głosik w mojej głowie, który mówił, że źle potraktowałam Damiana teleportowałam się do tego samego zaułka w Londynie gdzie miał miejsce niezbyt miły incydent.
Ostatni raz poprawiłam sukienkę oraz włosy po czym wyszłam na chodnik.
Samochody głośno trąbiły, ludzie rozmawiali i przechadzali się ulicami stolicy, a ja starając się wtopić w tłum ruszyłam przed siebie chcąc znaleźć jakąkolwiek knajpkę z jedzeniem. Nie musiałam długo szukać. Weszłam do jakiegoś pubu i już po chwili zajadałam Fish & Chips.
Gdy skończyłam jeść wybrałam się jeszcze na przechadzkę po Londynie.
Starałam się oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli jednak nie potrafiłam. Wciąż byłam lekko pod denerwowana rozmową z Damianem. Dlaczego on nie mógł mnie zrozumieć? Gdyby był na moim miejscu na pewno zrobiłby tak samo! Zmieniałam się. Czułam to.
Odkąd po raz pierwszy zobaczyłam Iwanowa nie mogłam przestać o nim myśleć.
Wciąż wyobrażałam sobie jakie tortury będę mu zadawać. Na moją twarz wpłynął ironiczny uśmiech. Nadal się nad tym zastanawiałam. W mojej misji nie chodziło już tylko o ratowanie świata. Tu chodziło o zemstę. Ona mnie zmieniała. Ale na lepsze, bo wiedziałam, że muszę się postarać. Nie mogłam się poddać. Nagle do moich nozdrzy doleciał zapach maciejki, wiciokrzewu i lawendy.
Wdychałam go pełną piersią.
Tak bardzo przypominał mi rodzinny dom. Ale to właśnie przez Iwanowa straciłam swoją rodzinę. A czegoś takiego nie można wybaczyć i zapomnieć, ponieważ zawsze będzie podążało za nami widmo tego co utraciliśmy przypominając tym samym, że mogliśmy coś zrobić, lecz tego nie zrobiliśmy. Dlatego właśnie nie mogę pozwolić Iwanowi żyć.
Bo wtedy to widmo będzie podążać za mną. Westchnęłam ciężko. Czemu to wszystko musiało zwalić się akurat na mnie? Zwykłą, piętnastoletnią czarownicę. Lecz teraz miałam okazję zmienić życie wielu ludzi. Czy na dobre czy na złe. To się okaże, gdy zakończę swoją misję. Misję podczas, której mogę umrzeć. Pomyśleć, iż kiedyś narzekałam na to, że muszę posprzątać w pokoju! Teraz, to wydaje się być takie odległe... otrząsnęłam się z rozmyślań i przypomniałam sobie o SUMach. Przydałoby się trochę po uczyć.
Weszłam w jakiś zaułek, a następnie znikłam z cichym trzaskiem.
Rezydencja Mcgonagall, pokój Adrianny, godzina 13:00:
W jednej sekundzie pojawiłam się w moim, tymczasowym pokoju.
Zdjęłam buty po czym usiadłam na łóżku biorąc podręcznik do Transmutacji dla klas piątych.
"The Vanishing Spell (Evanesco) is a a Transfiguration spell used to vanish both animate and inanimate objects "into non-being, which is to say, everything". Łatwe. Wzięłam różdżkę, skierowałam ją na pościel i machnęłam nią raz wymawiając przy tym formułkę. W tej samej chwili zobaczyłam jak pościel błyskawicznie się zwija zrzucając mnie przy tym na podłogę, a ja sekundę wcześniej w akcie desperacji chwyciłam jedną z kotar. Po chwili usłyszałam odgłos rozrywanego materiału i niepokojący dźwięk, którego nie mogłam zidentyfikować.
Biały, delikatny materiał opadł na moją głowę.
Wzniosłam oczy ku górze i zobaczyłam spadającą na mnie, jakby w spowolnionym tempie, cienką drewnianą belkę. W ostatniej sekundzie podniosłam rękę do góry łapiąc owy przedmiot w swoją dłoń. W tej samej chwili na moje łóżko oraz podłogę po drugiej stronie łóżka z dosyć głośnym łoskotem spadły kolejne belki. Westchnęłam sfrustrowana. I jak ja to teraz naprawię?!
Wstałam z podłogi otrzepując się jednocześnie z niewidzialnego pyłku.
Spojrzałam na moje "dzieło" zdegustowana. Jednym zaklęciem przywróciłam kotary do poprzedniego stanu, ale umieszczenie tych belek już stanowiło dla mnie wyzwanie. Czy istnieje w ogóle jakieś zaklęcie, które może mi w tej chwili pomóc? W tej samej chwili usłyszałam pukanie do drzwi, a nawet nie zdążyłam się obejrzeć, gdy w pokoju usłyszałam głos profesorki.
- Co tu się stało? - spytała zdziwiona. Odwróciłam się do niej po czym powiedziałam:
- To trochę skomplikowane, ale... wie pani jak ustawić te belki na swoich wcześniejszych miejscach? Nie mogę sobie przypomnieć żadnego takiego zaklęcia. - Kobieta spojrzała raz na mnie raz na łóżko po czym wyciągnęła różdżkę i mrucząc coś pod nosem ustawiła wszystko tak jak było na początku. Już chciałam coś powiedzieć, gdy mi przerwała.
- Kasztanek mówił mi, że wyszłaś. Nie mam zamiaru ci niczego zabraniać. Jedynie chciałabym cię prosić żebyś uważała na siebie, gdy wybierasz się do Londynu bądź w inne miejsce.
- Nie musi się pani o to martwić. Zawsze noszę przy sobie różdżkę chociaż mogłabym też poradzić sobie bez niej - odpowiedziałam. Czarownica zmierzyła mnie wzrokiem po czym dodała:
- Czy jadłaś coś na obiad?
- Można by tak powiedzieć. Zjadłam w Londynie - odrzekłam trochę zdziwiona, że kobieta mnie o to pyta.
- Rozumiem, w razie czego możesz wezwać Kasztanka. Widzę, że powtarzasz materiał, więc nie będę ci już więcej przeszkadzać. - Nie minęło kilka sekund, a zostałam sama w pokoju.
Położyłam się na łóżku po czym wyjęłam różdżkę.
- Expecto patronum - wyszeptałam, a z mojego magicznego ośrodka mocy wyleciał srebrno-biały promień, który po chwili uformował się w dużą wilczycę. Ta jak na zawołanie położyła się obok mnie patrząc na mnie swoimi bystrymi oczami, w których było widać przywiązanie i lojalność.
Gdy tak na nią patrzyłam uświadomiłam sobie jedną rzecz.
Ja sama zaczynam się zachowywać jak zwierzę. Rządziły mną instynkty. Na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego, ale nie potrafiłam lub nie chciałam, nad nimi zapanować. Czułam się jakbym odkryła w sobie pokłady nowej siły. Momentami myślałam, iż mogę zrobić wszystko i nikt ani nic, mi w tym nie przeszkodzi. To było fascynujące oraz przerażające zarazem. Tylko, że ja nie chciałam, aby dawna ja powróciła. Teraz nadchodzą zmiany. Tylko czy będą dobre. Tego nie wiedziałam.
......................................................................................................
*Ten moment będzie miał dosyć dużo wspólnego z tym co się wydarzyło ze Śmierciożercami w tamtej chatce gdzie Adrianna razem ze swoją rodziną była torturowana.
Witam!
Tak jak widzicie w tym rozdziale Adrianna została pokazana w dosyć mrocznym i trochę przerażającym świetle (przynajmniej mam taką nadzieję). Czy myślicie, iż te jej mordercze zapędy i tak dalej można uznać za wadę? Jeszcze będę się starała dodać jej jakieś wady chociaż będzie to trochę trudne, zważając na to, że... no cóż... jej największą ambicją jest dorwanie Iwanowa i torturowanie go, ale się postaram.
Selene Neomajni