niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 2 Wycieczka

,,Pożegnania są najtrudniejsze nie dla tych co odchodzą, ale dla tych, którzy zostają." Autor: ?
.................................................................................

- Wiem, że może być to nieprawdopodobne, lecz musisz mi zaufać. - W mojej głowie była tylko jedna myśl...
- Zgadzam się, ale chcę, żeby mój brat pojechał ze mną zobaczyć jak tam jest. Proszę mi wybaczyć, jestem w stosunku do osób obcych bardzo uprzedzona. Mam nadzieję, że to nie będzie problem? - spytałam po krótkim przemyśleniu czując na sobie spojrzenie Damiana.
- Rozumiem, nie widzę żadnej przeszkody, żebyś zabrała ze sobą brata. Proszę jednak, żebyś się spakowała. W Hogwarcie nie ma niczego czego można byłoby się obawiać, a ja także nie mam zamiaru zrobić wam krzywdy - rzekła, a ja niepewnie skinęłam głową po czym ruszyłam w stronę schodów. Weszłam do pokoju lekko zdenerwowana. Czy podjęłam dobrą decyzję? Myślę, że tak. Przecież nie odchodzę na zawsze. To wszystko będzie jak sen. W końcu się z niego wybudzę i będę z moją PRAWDZIWĄ rodziną. Otworzyłam delikatnie drzwi i weszłam do środka. Tyle wspomnień dobrych i złych. Wzięłam swoją torbę na, którą rzuciłam zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, a następnie zaczęłam wkładać do niej... w zasadzie wszystko co miało dla mnie jakieś znaczenie. Włożyłam tam praktycznie całą zawartość mojej szafy, albumy ze zdjęciami, przedmioty osobiste, książki, eliksiry, miotłę i inne potrzebne rzeczy. Zeszłam na dół i po chwili stałam wraz z Mcgonagall oraz Damianem.
- Gotowi? - Usłyszałam głos Minerwy Mcgonagall. Razem z Damianem kiwnęliśmy twierdząco głowami i nagle poczułam szarpnięcie w okolicach brzucha. Chwilę później staliśmy na szkolnych błoniach Hogwartu. Wyglądała identycznie jak opisała je pani Rowling...*
- Proszę za mną. - Z transu wybudziło mnie ponaglające spojrzenie profesorki. Zaczęliśmy iść w kierunku zamku. Kątem oka widziałam jak blondyn rozgląda się wokoło z zaciekawieniem, które próbował ukryć jednak kompletnie mu to nie wychodziło. Sama też podziwiałam widoki jednak w kieszeni spodenek wciąż ściskałam mocno palce na mojej różdżce.
- Mam jedno pytanie... - zaczęłam niepewnie.
- Słucham - powiedziała kierując na mnie wzrok swoich surowych, stalowo-szarych tęczówek.
- Czego użyję, aby przenieść się do roku 1975? Bo raczej nie mógłby to być Zmieniacza Czasu, ponieważ można go użyć, by wrócić maksymalnie pięć godzin wstecz, a w dodatku wszystkie zostały zniszczone w waszym Ministerstwie Magii w 1996 roku...
- Widzę, że wiesz dosyć dużo. Twoje uwagi są trafne, ale nie do końca. Albus Dumbledore przed swoją śmiercią zrobił nową wersję tego urządzenia i sprytnie je ukrył. Każdy myślał, że nie istnieję już żaden Zmieniacz Czasu. Sama tak myślałam do dzisiaj. Przeszukując swój gabinet, który należał pierwotnie do niego natknęłam się na ten wynalazek oraz list. Napisał w nim abym cię znalazła - odrzekła spokojnie. Po kilku minutach byłyśmy już w zamku.
- Od jutra zaczniemy przygotowania do twojej misji. Dzisiaj możesz zwiedzić Hogwart jeśli chcesz. Będziesz spała w dormitorium Gryfonek z siódmego roku, które opuściły już szkołę. Zajęcia zaczniemy od dziewiątej rano a skończymy koło piętnastej. W szkole oprócz nas będzie jeszcze woźny, pan Filch.Tutaj zamieszkasz. Jeśli będziesz głodna zejdź do kuchni. Oto podstawowych i najważniejszych korytarzy - powiedziała, gdy byliśmy już na górze po czym dała mi mapę z podstawowymi korytarzami oraz pomieszczeniami Hogwartu.
- Widzę, że raczej nic ci nie będzie tu grozić, więc myślę, że mogę zostawić cię pod opieką profesor Mcgonagall - odezwał się Damian, swoim jak zwykle, opanowanym głosem. Spojrzałam na niego trochę zawiedziona.
- Już chcesz wracać? - zapytałam smutno, a on uśmiechnął się pokrzepiająco i poklepał mnie po głowie jakbym była niesfornym dzieciakiem. Chociaż, dla niego byłam niesfornym dzieciakiem.
- Zostawię was na chwilę samych. W razie czego będę w Pokoju Wspólnym. - Usłyszałam głos Mcgonagall i po chwili, gdy jej kroki całkowicie ucichły rzuciłam się na Damiana obejmując go mocno.
- Nie chcę cię zostawiać, Damian. Nie chcę... - szeptałam w jego klatkę piersiową mocno zaciskając palce na koszuli brata. Wtedy poczułam jak silne ręce obejmują mnie w talii, a jego policzek ociera się o czubek mojej głowy.
- Nic się nie stało, Ari. Rozumiem, dlaczego postąpiłaś tak, a nie inaczej. Wiedziałem jaką decyzję podejmiesz, jak tylko ta kobieta wytłumaczyła nam, po co przybyła. Ale właśnie stało się coś czego zawsze się tak bardzo obawiałem. Coś o czym nigdy nie potrafiłem nawet myśleć... stracę cię, a to będzie gorsze od śmierci - powiedział cicho poluźniając uścisk. Mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy. Od kiedy ja jestem taka wrażliwa?
- Chyba sobie żartujesz. Nie myśl, że ja cię tutaj zostawię samego na zawsze. Jak tylko wrócę będziesz miał dość mojej osoby i zrobisz wszystko, żeby się mnie pozbyć! - Zaśmiałam się przez łzy, które jednak nie zaczęły spływać po mojej twarzy. Za bardzo się szanuję, aby płakać w czyjejś obecności. Podniosłam głowę do góry po czym zaczęłam szybko mrugać chcąc się pozbyć zbędnej wody z moich oczu. Gdy już byłam lekko uspokojona spojrzałam na  Damiana, który kręcił głową z pobłażaniem.
- Co? - spytałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Po prostu... patrzę na ciebie i stwierdzam, że już dorosłaś. Dla wszystkich jesteś samowystarczalną, silną dziewczyną, a dla mnie? Ja wciąż, głupi widzę w tobie tą słodką, małą dziewczynkę z dwoma kucykami, która zawsze potrzebowała pomocy swojego starszego brata. Irytujące jest to, że podczas, gdy ty będziesz walczyła ze złem ja nie będę mógł cię nawet wspierać - wydusił z siebie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie i znowu go przytuliłam.
- To prawda, dorosłam. Stałam się silniejsza i stałam się jeszcze większą jędzą niż kiedyś, ale nic nie zmieni faktu, że ty na zawsze zostaniesz moim bohaterem, wzorem do naśladowania. Chciałam tak jak ty, sama radzić sobie ze swoimi słabościami, chciałam tak jak ty, pomagać innym nieważne czy naraziłabym przy tym własne życie, chciałam być taka jak ty. Chciałam być tak silną oraz dobrą osobą. Teraz będę miała okazję odwdzięczyć się tobie, rodzicom, Ani za to co dla mnie robiliście. Zrobiliście tak wiele dla takiej zwykłej przybłędy jak ja... - zaczęłam jednak Damian mi przerwał.
- Nie waż się nazywać siebie przybłędą! Byłaś, jesteś i będziesz członkiem naszej rodziny choćby nie wiem co! Nawet nie próbuj myśleć, iż jest inaczej, głuptasie! - Powiedział wyraźnie oburzony na co ja westchnęłam ciężko.
- Myślę, iż nadszedł już czas mojego powrotu. Będąc tutaj będę ci jedynie przeszkadzał, a skoro twoim zadaniem jest ratowanie świata to musisz coś umieć, prawda? Nie wybaczyłbym sobie gdyby stało ci się tam coś poważnego z mojej winy. Poza tym, nie mogę zostawić naszego domu na pastwę losu, Przydałoby się tam trochę posprzątać, nie sądzisz? - zapytał z uśmiechem po czym złożył na moim czole iście ojcowski pocałunek i razem z nim zeszłam do Pokoju Wspólnego. Posłałam mu jeszcze jedno zawiedzione spojrzenie zanim się teleportował razem z profesor Mcgonagall i usiadłam na krwistoczerwonej kanapie rozglądając się wkoło. To pomieszczenie wyglądało o wiele inaczej niż w filmie. Było większe, bardziej przytulne, ale jedno zostało nie zmienne.
Panowały tutaj rubinowa czerwień oraz kolor złota.
Praktycznie wszystkie meble zostały obite czerwoną skórą. Kanapa, fotele. Przede mną natomiast znajdował się średniej wielkości, okrągły, drewniany stolik oraz kominek. Nagle usłyszałam cichy trzask towarzyszący teleportacji. Odwróciłam się i zobaczyłam profesor Mcgonagall natychmiast wstałam.
- Niestety będę musiała cię teraz zostawić. Mam nadzieję, że to nie problem? Zajęcia zaczynamy jutro o dziewiątej rano, a skończymy pewnie gdzieś po południu. Jeśli będziesz głodna możesz zejść do kuchni. Poradzisz sobie? - spytała i ledwo skinęłam głową, a już zniknęła. Westchnęłam po czym ruszyłam na górę w stronę dormitorium. W głowie wciąż miałam moje pożegnanie z Damianem. Cały czas coś ściskało moje serce. Nie chciałam go zostawiać, ale to był jedyny sposób, żeby zapobiec temu co się wydarzyło w teraźniejszości, To był jedyny sposób, żebym mogła odpokutować swoje winy. Nim się obejrzałam już byłam przy swoim tymczasowym dormitorium. Weszłam do środka od razu stwierdzając, że ten pokój niewiele się różni od Pokoju Wspólnego. Jedyne co psuło tą idealną podobiznę to cztery łóżka, cztery szafki nocne stojące obok nich oraz dwie drewniane szafy. Odłożyłam torbę na bok i padłam na pierwsze posłanie stojące najbliżej mnie.
Teraz miałam czas przemyśleć wszystko czego się dzisiaj dowiedziałam. Dostałam szansę. Szansę, aby zmienić tak wiele... gdy usłyszałam co wcześniej powiedziała dyrektorka poczułam strach, lecz także ekscytację. Jednak w większej mierze strach. W końcu to ode mnie zależało życie tylu ludzi!
W tym członków mojej rodziny...
Wyjęłam zza koszulki naszyjnik i lekko zdenerwowana zaczęłam się nim bawić. W srebrnej oprawce widniał piękny, zimowy krajobraz. Ale nie to było w nim niezwykłe. Kiedy państwo Orłowscy znaleźli moją skromną osobę pod drzwiami swojego domu zauważyli w moim małym posłaniu także ten medalion. Była to pewnie pamiątka po moich prawdziwych rodzicach. Jeśli ten wisiorek wisiał na szyi właściciela mógł uczynić daną osobę niewidzialnym. Wystarczyło powiedzieć: Invisibilis magicae. Może wydać się to dziwne. W końcu skąd wiedziałam jak odblokowuje się moce tego naszyjnika? Gdy miałam może z pięć sześć lat na wisiorku pojawił się napis: Invisibilis magicae. Gdy przeczytałam te dwa słowa na głos stałam się niewidzialna chociaż początkowo o tym nie wiedziałam. Dopiero, kiedy mama weszła do mojego pokoju i "niewidzialne coś" rzuciło się na nią, żeby ją uściskać. Do dziś pamiętam jej minę i chyba nigdy nie zapomnę. Kiedy znowu stałam się widzialna, a mam chciała dotknąć naszyjnika ten ją poparzył i odrzucił na kilka metrów. Wychodziło na to, iż chyba tylko ja mogłam go swobodnie dotykać, bo dla innych... nie był zbyt przyjazny. O ile rzecz może być przyjazna. To coś podobnego do peleryny-niewidki. tyle, że lepsza wersja. W środku biżuterii był natomiast napis: ,,Na zawsze razem". Zostało to napisane po polsku, więc moi rodzice musieli urodzić się w Polsce. To dlatego mogłam używać magii po za szkołą.
Z medalionu korzystałam czasami w IMIBC (Instytut Magii imienia Bolesława Chrobrego) podczas robienia różnych kawałów dla tych, którzy sobie na to zasłużyli. Te dowcipy zawsze uchodziły mi płazem, ponieważ nikt nie wiedział o zdolnościach owego łańcuszka ani kto był twórcą tych wszystkich psikusów. Po za tym podpisywałam się moimi inicjałami od tyłu. Granatowe litery błyszczały przez chwilę po czym zmieniały się w szary dym. Tych żartów nie robiłam jakoś strasznie często, ale gdy już je robiłam to zawsze z hukiem. Ach, te słodkie, spokojne czasy.
- Dobra! Koniec rozmyślań! Jestem w Hogwarcie, a taka okazja może się już nie powtórzyć, więc trzeba trochę pozwiedzać ten zamek! - Pomyślałam po czym wstałam nakładając naszyjnik.
- Invisibilis magicae - powiedziałam po czym stałam się niewidoczna.
Cel pierwszy: Pokój Życzeń. Zeszłam najpierw do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Był zupełnie taki jak opisała go Rowling. Dosyć przytulny jednak taki pusty. Z tego co powiedziała mi profesor Mcgonagall w wakacje Gruba Dama nie zawsze jest w swoim obrazie i nie trzeba podawać hasła, aby wejść do PWG. Przeszłam przez portret i ruszyłam w prawą stronę. Kilkanaście minut później byłam już przed gobelinem Barnabasza Bzika i trolli. Przeszłam trzy razy wzdłuż ściany myśląc o pięknym krajobrazie, który zobaczyłam w kwietniu jadąc razem z moją przyszywaną rodziną w góry.
Nagle przede mną stanęły drzwi.
Pociągnęłam je za klamkę i gdy byłam w środku zamknęłam. Wtedy ujrzałam swój wymarzony widok. Soczyście zieloną trawę a na niej piękne różnokolorowe kwiaty, gdzieniegdzie pagórki natomiast w oddali było widać górski krajobraz.
Rzuciłam się na podłoże od razu czując przyjemne łaskotanie źdźbeł trawy.
Zmieniłam pozycję i leżałam teraz na plecach patrząc z sentymentem w ten niezwykle piękny, ale niestety fikcyjny nieboskłon. Taki sam widziałam, gdy mieliśmy wracać do domu z naszej jakże "wspaniałej" przerwy świątecznej. Słońce przyjemnie grzało, ptaki ćwierkały a na niebie nie było żadnej złowrogiej chmurki. A ironia losu polegała na tym, że nawet pogoda powiedziała mi wtedy "spie*dalaj", bo wcześniejsze dziesięć dni były pochmurne, zimne i deszczowe. Natomiast kiedy wyjeżdżałam wszystko wyglądało jakby chciało mi zrobić na złość. Nagle pomyślałam jaką mam ochotę na tymbarka o smaku pomarańczy. W tej samej chwili w mojej ręce pojawiła się butelka z pomarańczowym płynem.
- No i to rozumiem! - Pomyślałam biorąc spory łyk kojąc tym samym swoje pragnienie.
- Szkoda, że w IMIBC nie ma takiego pokoju. - Poczułam delikatny smutek ogarniający mnie, gdy pomyślałam o mojej szkole Hogwart mógł być sobie wspaniały jednak nie miał tego czegoś co IMBIC. Mieliśmy tam zajęcia z jazdy konnej, lekcje łucznictwa, zajęcia sztuki samoobrony, zajęcia artystyczne oraz parę innych. Tam było po prostu wszystko co kocham. Oczywiście owe zajęcia były tylko dla chętnych, nikt nikogo nie zmuszał do chodzenia na nie. Porozmyślałam jeszcze trochę i doszłam do wniosku, że muszę zwiedzić jeszcze parę miejsc. Wstałam, otrzepałam się z niewidzialnego pyłku i wyszłam z tego pomieszczenia obiecując, że jeszcze tu kiedyś wrócę. Teraz na moim celowniku była Wieża Astronomiczna, Niestety nigdzie nie pisało jak do niej dotrzeć.
Stałam tak jeszcze chwile, gdy nagle poczułam jak moje ciało oblewa lodowaty dreszcz.
Zwróciłam głowę w prawo i zobaczyłam Prawie Bezgłowego Nicka, który masował się po brzuchu mrucząc coś pod nosem. Przez chwilę stałam oniemiała, ale zauważyłam, że duch zaczyna odlatywać, więc postanowiłam zaryzykować.
Invisibilis magicae - wyszeptałam i znów byłam widoczna.
- Przepraszam! Sir  Nicholas'ie! - zawołałam, a duch odwrócił się w moją stronę wyraźnie zszokowany.
- Przepraszam! Czy mógłbyś mi powiedzieć jak dotrzeć na wieżę Astronomiczną? - spytałam podbiegając do niego.
- Ty chyba nie jesteś uczennicą Hogwartu. Co tutaj robisz, młoda damo? - zapytał uprzejmym tonem.
- Owszem nie chodzę do tej szkoły, ale profesor Mcgonagall mnie tu sprowadziła i... długa historia. W bądź każdym razie powiedziała, iż mogę zwiedzić zamek, lecz nie znam za dobrze tych wszystkich zakamarków. Mógłbyś mi powiedzieć jak mam tam dotrzeć?
- Musisz iść w tamtą stronę, potem skręcić w lewo, następnie w prawo i tam będą schody prowadzące na górę - odpowiedział nadal zdziwionym głosem wskazując swoją przezroczystą ręką kierunek. Podziękowałam głową i zaczęłam iść drogą, którą wskazał mi Sir Nicholas.
Wejście na szczyt zajęło mi tylko kilka minut. Sama nie wiem jakim cudem, ale widok stamtąd był niesamowity. A szczególnie widok na Zakazany Las. Wyglądał tak tajemniczo, naturalnie nawet trochę mrocznie jednak przyciągał uwagę. Usiadłam na kamiennej barierce machając beztrosko nogami. Było to niezwykle głupie, ale coś mnie do tego ciągnęło. To ryzyko, to niebezpieczeństwo. Po prostu nie mogłam bez nich żyć.
Spojrzałam na swoje dłonie położone na cegłach, a w oczy od razu rzucił mi się napis: "J.P + L.E = ♥". Szczerze mówiąc to miałam wrażenie, że wiedziałam, co oznaczają te skróty. No bo chyba każdy słyszał o słynnym James'ie Potter'e i o jego zalotach do niejakiej Lily Evans. Tak na prawdę to z XXI wieku mało kto znał ich prawdziwą historię. Mugolskie bloggerki tworzyły różne opowiadania na ich temat. Dosyć często zmieniały mnóstwo faktów jednak nikt nie mógł potwierdzić jaka była prawda. Lilyanne raz była wybuchową dziewczyną o ognistym temperamencie, raz nieśmiałą nastolatką, innym razem żałosną idiotką. To na prawdę straszne co robią z niej te wszystkie amatorskie pisarki.
Zeszłam z barierki po czym zaczęłam szybko zbiegać schodami.
Postanowiłam odwiedzić Zakazany Las. Jednak wcześniej założyłam mój naszyjnik. Miałabym kłopoty gdyby jakiś duch lub ktokolwiek widział mnie u wejścia do tej puszczy. Kilka minut później stałam wśród drzew spowita mrokiem mimo słonecznego dnia. Wyostrzyłam zmysły, a po chwili stałam na czterech łapach. Owszem byłam animagiem jednak nie z własnej woli. Pierwszy raz przemieniłam się, gdy miałam dziesięć lat. Byłam wtedy w swoim pokoju, więc nikt nie mógł mnie zobaczyć. To mój kolejny sekret. W bądź każdym razie moja animagiczna postać przybierała kształt pięknej, czarnej wilczycy. Zawsze będąc w szkole do, której uczęszczałam zmieniałam się w wilka i biegałam nocą po łąkach lub wychodziłam poza tereny IMIBC. Nie martwiłam się tym, że ktoś może mnie zobaczyć, ponieważ nocą od czasu do czasu pojawiały się tam różne zwierzęta także moja obecność była w pewnym sensie codziennością. Potrząsnęłam łbem i zaczęłam biec przed siebie z ogromną prędkością. Będąc tutaj czułam jakąś... więź z tym miejscem. Było tu trochę przerażająco jednak pod postacią zwierzęcia nie musiałam aż tak się martwić o swoje bezpieczeństwo.
Gorzej gdybym była teraz człowiekiem.
Ciekawe czy to prawda z tym Aragogiem. Chociaż... nie, wolę jednak nie sprawdzać. Wiatr targał przyjemnie moją sierść natomiast ja nadal biegłam. Biegnąc czułam nieopisaną wolność, radość. Wtedy byłam po prostu szczęśliwa. Nagle wpadłam na jakąś polanę. Tylko tutaj było aż tak dużo słońca. Słoneczne promienie dodawały niesamowity urok tej polanie, zielona trawa miło łaskotała moje łapy a samo miejsce wydawało się idealne do popołudniowej drzemki.
Zmieniłam się na chwilę w człowieka i wypowiedziałam odpowiednie słowa po czym znów byłam widoczna. Położyłam się na plecach przymykając powieki. Co innego było być tutaj pod postacią człowieka, a co innego pod postacią zwierzęcia. Byłam w stu procentach pewna, że jeszcze tutaj wrócę jednak teraz chciałam jeszcze korzystać ze swojego czasu. Wyostrzyłam zmysły po czym znów widziałam świat z innej perspektywy. Ruszyłam przed siebie z tęsknotą spoglądając na ten wspaniały obszar.
- Jeszcze tu wrócę. - Pomyślałam pędząc przed siebie. Po upłynięciu godziny stanęłam przed Wrzeszczącą Chatą. Czyli jestem już blisko Hogsmeade. Może je odwiedzę? W końcu to wioska czarodziei, więc nie powinni być zaskoczeni moim widokiem... ale na wszelki wypadek będę się trzymała na uboczu, bo jeszcze będę miała kłopoty. Oglądałam tych magicznych ludzi przyglądając się im z ciekawością. Wszyscy byli tacy różni. Nagle zobaczyłam sklep Zonka. Może być ciekawie...
- Ej, James! Spójrz! - Usłyszałam jakiś męski głos. Od razu zwróciłam łeb w tamtą stronę i ujrzałam dwóch chłopców być może w moim wieku. Oboje byli wysocy i posiadali ciemne włosy jeden z nich miał jednak bardziej roztrzepane.
- Co... - wtedy chłopak spojrzał na mnie i zaniemówił. Nie no serio? Jestem aż taka brzydka?
- Głupia! Jesteś teraz wilkiem i cię widać! - Zabrzmiał głosik w swojej głowie. No to wpadłam. Może jeszcze uda mi się zwiać... zaczęłam się powoli wycofywać nie spuszczając wzroku z chłopców jakby mieli się zaraz na mnie rzucić. Śmieszne, jestem teraz dzikim zwierzęciem, a boję się jakiś nastolatków! Zaczynam schodzić na psy...
- Ej, nie uciekaj! Nic ci nie zrobimy! - powiedział brunet o imieniu James. Może i nie wyglądali na morderców bezbronnych zwierząt jednak wolałam nie ryzykować.
- No chodź. Do nogi piesku - rzekł ten drugi zachęcająco klepiąc się po udzie. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Czy ja wyglądam na psa? Wtedy usłyszałam cichy chichot.
 - Stary, czy ty naprawdę nie rozróżniasz psa od wilka? - odpowiedział przyglądając się przyjacielowi z rozbawieniem jednak po chwili przeniósł wzrok na mnie. W jego oczach widziałam błyski rozbawienia, ale też fascynację i ciekawość. Wyciągnął ostrożnie w moją stronę dłoń, a ja usadowiłam swoje wilcze poślady na ziemi i nie spuszczając z niego wzroku nie ruszyłam się nawet o milimetr. Nagle usłyszałam dziewczęcy pisk.
- Mamo! Patrz to wilk! - Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam rudowłosą dziewczynkę zmierzającą w moją stronę razem z kobietą. Kuźwa! Za dużo świadków! Ostatni raz spojrzałam na chłopaków i jak najszybciej umiałam, zwiałam w stronę lasu.

Perspektywa James'a:

- Lily! Przez ciebie ona uciekła! - Zwróciłem się karcąco w stronę młodszej siostry.
- Ale ja nie chciałam! - pisnęła cichutko wyglądając jakby miała zaraz płakać. Do tej pory zastanawiałem się po kim ona odziedziczyła tą niebywałą wrażliwość. Westchnąłem przeciągle i podszedłem do niej kucając  obok dziesięciolatki.
- Tylko nie płacz. Może jeszcze ją zobaczymy - powiedziałem pocieszająco. Spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami błyszczącymi od łez.
- Na prawdę? - zapytała zafascynowanym tonem.
- Jak będziesz grzeczna - odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem.
W jednej chwili rozpromieniła się.
- James, Fred co wy robiliście z tym zwierzęciem? - spytała matka patrząc na nas podejrzliwie. Grunt to zaufanie.
- Nic takiego, ciociu. Czy ty nam nie ufasz? Przecież wiesz jacy jesteśmy naprawdę - odpowiedział Fred przybierając niewinny wyraz twarzy na, co ja niemal nie parsknąłem śmiechem.
- Wiem i to właśnie powód, dla którego was o to pytam - odpowiedziała z cichym westchnieniem.

Perspektywa Adrianny:

- Jak mogłam być tak głupia i dałam się zauważyć?! - Myślałam leżąc na polanie, którą niedawno odkryłam  - Jeśli ktoś rozpoznałby we mnie człowieka miałabym przechlapane. Ale przecież nie rozpoznali, tak? Nie powinnam tak wychodzić do ludzi pod taką postacią, lecz nie powinnam też nie wiadomo ile o tym rozmyślać. Było, minęło. - Pomyślałam jeszcze jakiś czas rozmyślając o paru sprawach, lecz ten mech był tak kusząco miękki, że postanowiłam się trochę zdrzemnąć.

Kilka godzin później:

Gdy się obudziłam było już ciemno.
- Cholera! Mogłam nie zasypiać tylko od razu wrócić! Dobrze chociaż, że dobrze widzę w nocy. - Pomyślałam wstając, po czym zaczęłam biec przed siebie. Szczerze mówiąc nie było tu aż tak źle. Myślałam, iż w nocy będzie tutaj krajobraz jak z horroru jednak pomyliłam się. Znaczy trochę. Otaczała mnie przerażająca cisza przerywana jedynie moim szybkim oddechem i stukaniem łap o podłoże. Nagle usłyszałam wycie.
- Wilki w Zakazanym Lesie? Jeszcze ich tu brakowało! - Przyśpieszyłam. Dzięki mojemu zwierzęcemu instynktowi mogłam obliczyć odległość dzielącą moją skromną osobę od zamku. Zostało jeszcze jakieś piętnaście minut i będę leżeć w SWOIM kochanym, ciepłym łóżeczku!
Pędziłam przed siebie, gdy nagle zderzyłam się z jakimś innym wilkiem. Był średniej wielkości i miał szare futerko. Warknęłam na niego co w przetłumaczeniu na język ludzki znaczyło:
"Uważaj szczeniaku!". Ten tylko na mnie spojrzał i ruszył przed siebie.
Wstałam po czym dobiegłam do progu Zakazanego Lasu. Dotarłam do drzwi zamku, ale zobaczyłam, że są zamknięte. Jak mogłam być taka głupia! Przecież to oczywiste, iż zamykają drzwi na noc! Byłam zrozpaczona, lecz nie straciłam nadziei. Skupiłam całą swoją uwagę na tym, by zmienić postać i teraz stałam na dwóch nogach. Wyciągnęłam różdżkę z mojej torebki po czym wyszeptałam:
- Control Aeris! - Skierowałam różdżkę na siebie, a następnie zaczęłam lecieć w powietrzu. Gdy stanęłam na kamiennej posadzce Wieży Astronomicznej odetchnęłam z ulgą. Wypowiedziałam słowa uruchamiające talizman po czym zmęczona zaczęłam cicho schodzić po schodach czując ogarniającą mnie senność. Nie natknęłam się na Filch'a czy Panią Norris (o ile ona jeszcze żyję) i bez przeszkód doszłam do dormitorium. Wzięłam szybki prysznic po czym zasnęłam natychmiastowo.
............................................................................................
*I tak, owszem, pani Rowling w moim opowiadaniu istnieję i napisała wszystkie części HP. Więcej o tym znajdziecie w podstronie "Zaklęcia i inne ciekawostki".
**W moim opowiadaniu każdy dyrektor Hogwartu może się teleportować w zamku.
...............................................................................................................
Witam!
O to kolejny rozdział! Jeśli przeczytacie to proszę o komentowanie!
Zostawcie po sobie jakikolwiek ślad. Nie wymagam jakiś strasznie długich opinii ;)
A tak! Zapomniałabym! Kolorowa Dama prosiła mnie abym napisała zdrobnienia do imienia Adrianny, więc proszę: Ari, Ria ewentualnie Adzikejszyn xd

1. Naszyjnik Adrianny:


2. Polana.


13 komentarzy

  1. Nowy rozdzialik!!! Już lecę czytać, standardowo później zostawię komentarz.
    Jestem pierwsza!
    K. D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z James'em to będzie coś poważniejszego? Bo na to wygląda. Fred chyba wdał się w ojca i imiennika, bo zachowywał się jak idiota. Lili ma zupełnie inny charakter niż mój. Serio, płakać na środku ulicy? Najbardziej podobał mi się fragment z tym, jak opisywałaś co robią z Lily Evans. I masz rację. Bardzo lubiłam twoją historię, bo tam była niezależna. Nie mogę się jej doczekać i Willa ♥ Ale mam nadzieję, że w tym czasie bliżej zapozna się z panem J. A jak się nie zapozna, to nie! Trudno, ale na to liczę. Bo musi chyba kogoś poznać w zamku? Swoją drogą, świetny plan, żeby była sama w Hogwarcie! Zazdroszczę jej. I to zmienianie w wilka. I medalion. No cóż... czekam na więcej! Pozdrawiam - A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James pojawił się tutaj głównie po to, żeby was nie zanudzić. Wystąpi tu jeszcze z kilka razy i zniknie. W moim opowiadaniu Lily jest wrażliwą dziesięciolatką. Musiałam napisać tą z scenę z prawie płaczem, bo uwielbiam momenty, gdy starsze rodzeństwo jest w pewnym sensie takie... Opiekuńcze. Adrianna raczej nie pozna się za blisko z Potter'em. Spotkają się raz. Albo dwa i na tym THE END. No cóż... Pamiętaj, że główna bohaterka zostaję w zamku tylko na wakacje, ponieważ potem przenosi się do przeszłości ;)
      Dziękuję za komentarz :)
      Selene Neomajni

      Usuń
  3. Wow! O rany! Ona się przenosi do przeszłości :0 Wiem czasami jestem nie ogarnięta, więc wybacz jeśli zadam jakieś pytanie na które była odpowiedź :/ Jeju z takim opowiadaniem się jeszcze nie spotkałam, a przeczytałam...No e każdym razie dużo blogów. Juz się nie mogę doczekać, aż ona się przeniesie w czasie i zapozna się z Huncwotami *.* Juz się nie mogę doczekać tego jak odpiszesz każdego z nich i ogólnie wszystko, bo każdy inaczej to widzi. Czekam na nn i życzę megaśnie dużo weny! :D
    Pozdrawiam Panienka Livvi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę tyle... Charaktery Hunców oraz Lil będą takie same jak w poprzednim opowiadaniu. Znaczy spróbuję je tutaj PRZENIEŚĆ. Pewne rzeczy mogą się zmienić... Ale dziękuję!
      Selene Neomajni

      Usuń
  4. Spóźnialska numero uno!
    Czytam komentarze wyżej i porównuję je z rozdziałem, po czym stwierdzam, że relacje między młodymi Potterami bardzo mi się podobają. Czytałam wiele historii, ale twoje masakrycznie mi się podoba. Czekam na starcie Adrianna vs. James Potter senior, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że coś takiego się nie wydarzy. Mam pytanko: czy w opowiadaniu występywała będzie tylko perspektywa Adrianny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę pisała z różnych perspektyw, ale to dopiero później.
      Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie :)
      Selene Neomajni

      Usuń
  5. Hejka, Selene, już jestem!
    Nie wiem od czego mam zacząć ten komentarz, ale tak sobie tu siedzę, słucham Alice'a Cooper'a i myślę sobie, że posiadanie jednej żony przy takim życiu jakie miał Cooper jest urocze. Naprawdę. Jejku, przy tych wszystkich libacjach alkoholowych, życiu gwiazdy w latach 70, on jej nigdy nie zdradził. Jest z nią nadal z czterdzieści lat już i... To po prostu takie ładne. Mam taki pewien szacunek i do tych pań i do tych muzyków, którzy posiadają jedną żonę. Nieważne. Przejdę do Ciebie.

    Bardzo podoba mi się tutaj. Ładnie piszesz, choć to takie nijakie pojęcie. Ładnie - co to w ogóle znaczy? Lepiej napiszę, że jest tu tak inaczej. Nie ma tu historii takiej jak wszędzie, po prostu mamy Adriannę, która nagle straciła wszystkich (tu jest to takie inne, tam gdzie byłam wszyscy uważali to za coś, co jest mało oryginalne. Tu jest inaczej, pasuje nawet, mi się podoba). To smutne, ale jednocześnie pozwala nam na jakieś rozpoczęcie. Na jakąś inną przyszłość Adrianny. No i właśnie teraz powiem coś o przyszłości - Najpierw szkoła w Polsce, a teraz Hogwart. Ja pierdziele, czy nie fajnie? Fajnie, fajnie. Minerwa tak po prostu przychodzi i mówi, że Adrianna jest potrzebna. Chciałabym tak, tylko że ja nie jestem czarownicą. XDD

    To przejdźmy do jej Hogwartowego życia. Porzuciła ostatnią bliską osobę i wyjechała. Na krótko, ale to już coś. No i tu zaczniemy od tego, że ma ona przenieść się w czasie. Podoba mi się to tak bardzo, że sama chce. I to jeszcze do lat 70. ;____; Już nie sam Hogwart jest tu dla mnie atrakcją, a same lata siedemdziesiąte. ;________; Dlaczego ja tak nie mogę, co? Masz za zadanie wymyślenie wehikułu czasu dla zwykłych ludzi. XDDDD

    I był James. Już wiem, że nie odegra on dużej roli, ale to było takie urocze, naprawdę.

    No i zakończę już ten komentarz. Nie jest on nad wyraz długi, ale nie potrafię pisać ich tak ogólnie. Zresztą, teraz idę do dodatku, więc do zobaczenia. XDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam Twój komentarz i nie wiem jak go skomentować... Serio. Chyba pierwszy raz mi się tak zdarza. W bądź każdym razie dziękuję za tyle miłych słów. Lubię stwarzać trudności w życiu moich bohaterów. Uwielbiam pokazywać, że pomimo trudów, które przeszli w życiu wciąż mają siłę śmiać się, uśmiechać. Właśnie. Stwierdziłam, że skoro jest Hogwart w Anglii, Beauxbaton w Francji i Durmstrang we Szwecji czy Norwegii to dlaczego nie może być IMIBC w Polsce? Nie będziemy gorsi!
      Uwierz, ja też bym chciała być na miejscu Adrianny xd
      Hahaha, postaram się wymyślić jakiś wehikuł :D
      Selene Neomajni

      Usuń
  6. Tak oczwiscie panna Sky ma opóźnienie i skończyła dopiero 2 roz. Mniejsza oto kocham tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Selene!

    Przepraszam, że dopiero teraz komentuje ale..
    Mniejsza xd gdy przeczytałam o zmieniaczu czasu pierwszymi dwoma myślami było że skoro blog nazywa się ,,Adrianna ocalić istnienia" to James i Lily nie umrą z rąk Voldemorta? Powiedz, że dobrze myślę xd Hmm... Fajne było to z tym jak opisałaś medalion i jego właściwości. Hahaha spotkanie Ginny, Freda, Jamesa i Lily było bezbłędne serio!
    No nic pozdrawiam cieplutko
    Mała Czarna

    OdpowiedzUsuń