poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 10 Przyjaciele

,,Zdrajca nie zasługuję na wybaczenie. Zdrady nie da się wybaczyć ani zapomnieć. Zostaję jak otwarta rana. Coś się rozrywa, pęka i nigdy się nie zagoi." Karin Alvtegen - Zdrajca
............................................................................................

Perspektywa Adrianny:
Dzisiaj był czternasty sierpnia.
Niedawno skończyłam swój trening, teraz ćwiczę zaklęcia niewerbalne. Sprawiały mi trochę kłopotu, ale wiedziałam, że jeśli chcę się cofnąć do roku 1975 muszę znać takie rzeczy. W końcu wtedy były czasy wojny. Z dnia na dzień zmieniałam się co raz bardziej. Przestałam przypominać samą siebie. Wszystko i wszystkich traktowałam z chłodem, dystansem. 
Nie potrafiłam się nawet zdobyć na szczery uśmiech. Ale mi to nie przeszkadzało. Dzięki temu byłam mniej podatna na zranienia. Sama nie wiedziałam kim zaczynam się stawać, lecz wychodziło mi to na dobre. Wkładałam większy trud w ćwiczenia, bardziej się starałam. Efekty mojej pracy były bardzo widoczne. Treningom poświęcałam całą swoją uwagę, cały swój czas.
Chciałam być jak najlepsza.
Chciałam być jak najlepszą maszyną do zabijania. Zemsta opanowała każdy milimetr mojego umysłu, serca, ciała. To ona była teraz sensem mojego życia. Po części mnie to przerażało, a po części zupełnie nie obchodziło. Zaczynałam tracić swoją dawną osobowość w tempie ekspresowym.
W zasadzie to chyba już ją straciłam.
Opadłam na łóżko chcąc odpocząć i zasnąć. Ostatnimi czasy koszmary nie nawiedzały mnie tak często jak wcześniej. Wyjątkami były niedziele, chociaż one też nie były takie straszne. Ze znudzeniem zaczęłam się wpatrywać w gazety z zeszłych dni. Pomimo tego, że od pogrzebu Damiana minęły dwa tygodnie to ja i moja rodzina wciąż byliśmy na językach wszystkich. Wystarczy spojrzeć na choćby tytuły.
,,Damian oraz Adrianna Orłowscy. Kim była dla siebie ta dwójka?", ,,Śmiertelna wyliczanka nadal trwa! Czy następna będzie Adrianna?", ,,Rodzina Orłowskich - co sądzili o nich inni", ,,Adrianna Orłowska - tego o niej nie wiedzieliście!". Spojrzałam jednak na ten ostatni tytuł, zdziwiona wzięłam gazetę po czym zaczęłam czytać.

Adrianna Orłowska - tego o niej nie wiedzieliście!

Bliskie osoby z otoczenia Ocalałej zdradzają nam niektóre szczegóły dotyczące jej życia.
Byliście pewni, że jest ona zwykłą mugolką, która cudem przeżyła? To błąd! W wywiadzie dla Proroka Codziennego, najlepsza przyjaciółka Adrianny:
,,Uczyłyśmy się razem w Instytucie Magii imienia Bolesława Chrobrego, byłyśmy na piątym roku. Orłowska nie jest prawdziwym nazwiskiem Adrianny. Opowiadała mi kiedyś, że nie zna swoich prawdziwych rodziców, a państwo Orłowscy ją zaadoptowali, gdy była malutka. Nie wiadomo jaki jest jej status krwi. Ada często bywała impulsywna, niemiła oraz mściwa. W ostatnim czasie trochę się pokłóciłyśmy, a ona odizolowała się od nas. Ja i moje przyjaciółki martwimy się o nią, chciałybyśmy jej pomóc, lecz ciągle nas odtrąca lub wyzywa. Zależy nam na..." nie mogłam już czytać tych kłamstw, więc dotarłam tylko do końcówki. ,,W wywiadzie wystąpiła Dominika Jastrzębska."

No cóż Domi... chyba pora złożyć ci wizytę.
W końcu jesteśmy PRZYJACIÓŁKAMI i z pewnością za mną tęsknisz. Wstałam z łóżka, powiedziałam słowa uruchamiające mój naszyjnik po czym niewidzialna zeszłam schodami do Pokoju Wspólnego stanęłam obok kominka, szybkim ruchem dłoni otworzyłam przejście zbiegłam na dół i kilka minut później już byłam w Polsce. Teleportowałam się do domu Dominki, sprawdziłam czy nie ma w nim kogo oprócz niej po czym jak nigdy nic weszłam do jej pokoju.
Słyszałam jakieś odgłosy krzątania się w kuchni, więc
znów stałam się widoczna, a następnie oparłam się o framugę okna czekając cierpliwie, aż wejdzie na górę. Będzie miała małą niespodziankę. Chwilę później usłyszałam kroki dziewczyny na schodach. Jej mina była bezcenna, kiedy zauważyła mnie w swoim pokoju.
- Cześć Dom-Dom, stęskniłaś się? Przyszłam cię tu odwiedzić jak PRZYJACIÓŁKA, uprzedzając twoje pytanie. Z resztą chyba jestem ci winna przeprosiny za to, że cię odtrącałam i wyzywałam, prawda? - Pytałam głosem przesiąkniętym chłodem oraz ironią podchodząc bliżej niej, a ona z każdym moim krokiem cofała się - Jesteś na prawdę bezczelna, wiesz? Nie wiesz o mnie praktycznie nic, a wypowiadasz się na mój temat, kłamiesz, robisz ze mnie złego człowieka przed wszystkimi, ale wiesz co? Jeśli tak bardzo zależy ci na byciu sławną to mogę ci w tym pomóc, a dopiero wtedy zobaczysz moją złą stronę. Zastanawiałaś się, kiedyś jak to jest, gdy ktoś pozbawia cię wzroku na cały dzień, twoje oczodoły krwawią, a ty nawet nie możesz wytrzeć krwi z policzków, bo twoje ręce są przyszpilone nożami do krzesła? Nie? To z chęcią ci pokażę. Z pewnością trafisz jutro na pierwsze strony gazet - rzekłam po czym parsknęłam ironicznym śmiechem widząc jak ta trzęsie się pod ścianą.
- Nie zrobisz tego... - wyszeptała ledwo dosłyszalnie.
- Co?! Wybacz, chyba nie dosłyszałam - powiedziałam, a z mojej twarzy nie schodził szaleńczy uśmiech. To nawet było zabawne, tak się z nią droczyć.
- Nie zrobisz tego - rzekła tym razem głośniej i pewniej zadzierając podbródek do góry. Zaśmiałam się lodowato widząc jej postawę,
- A kto mi w tym przeszkodzi? Ty? Nie rozśmieszaj mnie! Zawsze byłaś małą, tchórzliwą dziewczynką, która potrzebowała pomocy zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy zobaczyłam cię za pierwszym byłaś taka nieśmiała... kto by pomyślał, że wyrośniesz na taką żałosną s*kę. - Pokręciłam głową z dezaprobatą jakby była niesfornym dzieciakiem.
- Ja przynajmniej mam rodzinę! - W jej głosie było słychać wyraźną prowokację. Nie jestem pewna, ale chyba myślała, iż trafiła w mój czuły punkt. No cóż... zawsze warto próbować.
- Auć! Aż mnie to zabolało, poczekaj, chyba zaraz się rozpłaczę. A nie sorry, bycie płaczką to twoja rola - rzekłam rozbawiona jej odzywkami.
- Po co tu przyszłaś?! - Po raz pierwszy podniosła głos patrząc na mnie hardo.
- Żeby dać ci nauczkę, Domi. Nie wolno kłamać, wiesz? Zachowałaś się bardzo, bardzo niegrzecznie - powiedziałam wyjmując różdżkę i obracając ją w dłoni. Spojrzała na mnie z przestrachem w oczach


Zrobiłam kolejne kroki w jej stronę a w jej oczach zalśniły łzy.
- No co jest Dom-Dom? Boisz się swojej przyjaciółki? Nie ufasz mi? - pytałam udając zdziwienie.
- Będziesz mnie torturować? - spytała przerażonym głosem. Spojrzałam na nią jak na robaka po czym schowałam różdżkę.
- Gdybym chciała już dawno zwijałabyś się z bólu na podłodze, lecz jak widzisz wciąż sobie ucinamy pogaduszki. Zapamiętaj sobie jedną, jedyną rzecz, jeśli jeszcze raz kiedykolwiek będziesz wygadywała podobne kłamstwa to niewykluczone, że wyrwę ci język przy najbliższej okazji. To było tylko ostrzeżenie. A teraz wybacz, mam wolne popołudnie i chcę z niego skorzystać - mówiąc to odeszłam od niej z zamiarem teleportowania się jednak usłyszałam jeszcze jej głos.
- Co cię łączy z James'em Potter'em? - Zerknęłam na nią z politowaniem.
- Nic co powinno cię obchodzić. - Po wypowiedzeniu tych słów natychmiast przeniosłam się na moją ulubioną polanę w Zakazanym Lesie. Pełną piersią wdychałam zapach lasu rozkoszując się tą wspaniałą cisza. Nie wiedzieć czemu byłam z siebie niezwykle zadowolona, gdy przypomniałam sobie jaki strach wzbudziłam w Jastrzębskiej.
Ona się mnie bała.
Bała jakbym była co najmniej jakimś seryjnym zabójcą. Wybuchnęłam histerycznym śmiechem. Pokręciłam z politowaniem głową po czym w trakcie biegu zmieniłam swoją postać. Biegłam, a jedyną moją myślą było to, że chyba zawsze ukrywałam swoją prawdziwą naturę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, iż uwielbiam, kiedy wzbudzam w ludziach strach, respekt.
To było takie niepodobne do dawnej mnie.
Zawsze chciałam pomagać, nienawidziłam zastraszania, a co przed chwilą zrobiłam? Groziłam byłej najlepszej przyjaciółce. Tak na prawdę to zawsze uważałam, iż z nią byłam najbardziej związana. Sprawiała wrażenie spokojnej, cichej... a później nie dość, że ukradła mi chłopaka to jeszcze zaczęła oczerniać publicznie! Dzięki swoim byłym przyjaciółkom nauczyła się, że nigdy nie można nikomu do końca ufać. Ostatnia osoba, której ufałam nie żyję, więc... jestem zdana na siebie.
Po kilku minutach dotarłam na skraj Zakazanego Lasu.
Zmieniłam swoją postać i muszę przyznać, że trudno było mi zmazać z twarzy uśmieszek pełen satysfakcji, gdy tylko wspominałam sobie reakcję Dominiki na mój widok. Westchnęłam i ruszyłam w kierunku zamku, gdy nagle zobaczyłam coś co mnie zamurowało. James'a Potter'a II we własnej osobie. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w jego kierunku,
- Potter. Nie obchodzi mnie w jakim celu tu przyszedłeś, ale lepiej, żebyś wracał skąd przybyłeś - rzekłam zimno patrząc mu twardo w oczy. Spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi, czekoladowymi tęczówkami, w których widziałam tak dobrze mi znane, radosne ogniki po czym splótł swoje ręce na klatce piersiowej.
- To już nie James? Co robiłaś w Zakazanym Lesie? - zapytał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Nie muszę ci się z niczego spowiadać, POTTER. - Zaakcentowałam ostatnie słowo. Chłopak wpatrywał się we mnie przez chwilę po czym uśmiechnął się szeroko.
- Masz rację, nie musisz mi się z niczego spowiadać - rzekł, a ja patrzyłam na niego oczekując dalszej części jego wypowiedzi - Ale jestem ciekaw co tu robisz skoro nie jesteś nawet uczennicą Hogwartu i tym bardziej nie powinno cię być ani tu, ani w Zakazanym Lesie - powiedział wkładając dłonie w kieszenie i po chwili stanął obok mnie. Zadarłam głowę do góry chcąc złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Jesteś cholernie irytujący, wiesz? I wścibski. I uparty. I...
- Wiem, że mogłabyś wymieniać moje zalety godzinami, ale nie po to tu przyszedłem. Chcę ci pomóc. - Gdy tylko skończył mówić wybuchnęłam ironicznym śmiechem po czym spojrzałam na niego zimno.
- Mi się już nie da pomóc. Będąc tu tracisz swój czas. Idź - rzekłam obojętnie.
- Dlaczego taka jesteś? - zapytał cicho, a jego głos zmienił się diametralnie. Było słychać wyraźną troskę.
- Zawsze taka byłam, tylko dopiero po śmierci Damiana uświadomiłam sobie, że nie powinnam ukrywać swojej prawdziwej natury. - Wtedy wziął delikatnie moją twarz w swoje dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
- Kłamiesz - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie wiesz nic o tym jaka jestem, jaka byłam. Znamy się może mniej niż tydzień.
- Może i znamy się mniej niż tydzień, ale wiem, kiedy kłamiesz. Myślisz, że dobrze robisz stając się kimś kim nie jesteś? Ja wciąż pamiętam jak się poznaliśmy. Wtedy byłaś taka... żywa - mówił tak jakby chciał przemówić mi do rozsądku jednak mój wzrok był pusty.
- To nie przyniesie mi bólu, bo już nic mnie nie obchodzi, rozumiesz? Tracąc Damiana straciłam jednocześnie dawną siebie. Po za nienawiścią, obojętnością oraz zemstą nie czuję nic. Kompletnie nic. I wiesz co? Dobrze mi z tym. Nie potrzebuję...  - jednak nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak przyciągnął mnie do siebie i mocno trzymał. Znieruchomiałam na moment. Słyszałam szybkie bicie jego serca, czułam zniewalające perfumy. Już miałam się wyrwać, lecz usłyszałam jego głos:
- Zależy mi na tobie... nawet nie wiesz jak bardzo... - słyszałam jak szeptał mi do ucha, a jego ciepły oddech owionął mój policzek. Po chwili jego twarz znalazła się tuż przy mojej, dzieliły nas centymetry. W jego oczach widziałam troskę i szczerość a co było w moich? Pustka, Kiedyś może nawet bym poczuła cokolwiek, ale nie teraz. Nagle zaczął pochylać się bardzo powoli w moim kierunku. Kiedy był już wystarczająco blisko, złapałam go za koszulę i gwałtownie przyciągnęłam do siebie.
- Nie wierzę ci - wyszeptałam w jego usta po czym spojrzałam na niego krótko i ruszyłam w stronę zamku, ale poczułam jak łapie mnie za dłoń obracając w swoją stronę. W jego oczach widziałam ogromną zaciętość.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która tak zawróciła mi w głowie. Co z tego, że znam cię tak krótko? Nie mogę przestać o tobie myśleć. Zajmujesz każdą moją myśl. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, Adrianne.
- To co do mnie czujesz to tylko zauroczenie. Przejdzie ci - powiedziałam obojętnie nie zważając na jego pełen determinacji głos.
- Nawet jeśli to tylko zauroczenie to nie zmienia faktu, że chcę cię bliżej poznać...
- Po co? I tak wkrótce odejdę, więc bliższe poznanie jest bezsensowne. Będziesz tęsknił za kimś kogo nigdy już nie zobaczysz. Albo jesteś idiotą albo masochistą skoro chcesz mnie poznać, żeby potem stracić - rzekłam to tak jakbym nigdy miała nie wrócić ze swojej misji. Sama nie wiem czemu, lecz czułam, że tak się właśnie stanie. Czułam, że powrót tutaj będzie niemożliwy.
- Mogę być idiotą. Mogę być masochistą, ale i tak jest za późno. Nie będę potrafił cię zapomnieć. Taka dziewczyna jak ty trafia się raz na milion - rzekł nie spuszczając ze mnie wzroku i poczułam się trochę nieswojo.
- Będziesz musiał. A teraz, widzę, iż nie odejdziesz po dobroci, więc sama cię odprowadzę do Doliny Godryka. Od razu mówię, nie wyrwiesz mi się. Jestem zdecydowanie silniejsza od ciebie. - Spojrzał na mnie z pobłażaniem i chyba chciał coś powiedzieć, gdy wzniosłam oczy ku górze i pociągnęłam go stanowczo za rękę w stronę Zakazanego Lasu. Nie szarpał się, nic nie mówił. Gdy byliśmy już w lesie od razu się teleportowałam razem z Jamesem do Doliny Godryka.
- No to cześć - powiedziałam jak nigdy nic i chciałam się teleportować, lecz poczułam jak łapie mnie za dłoń. To już zaczynało być irytujące,
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać gdziekolwiek będziesz. Nie ryzykuj bez potrzeby - mówił tak opiekuńczym głosem, że chwilowo przypominał mi Damiana, lecz wymazałam to wspomnienie z pamięci.
- Bez ryzyka nie ma zabawy - powiedziałam wzruszając ramionami na co pokręcił głową z pobłażaniem i mocno mnie przytulił i zesztywniałam. To było dziwne uczucie, ale...
- Będę tęsknić - rzekł, a ja wciąż sztywno stałam w jego objęciach. Po chwili mnie wypuścił, a ja z powrotem wróciłam do Hogwartu. Przedzierając się przez krzaki w lesie doszłam do wniosku, że jednak dobrze zrobiłam rzucając na niego to zaklęcie ochronne. Miałam wrażenie, iż niedługo wydarzy się coś złego. Nawet nie wiedziałam, że moje przypuszczenia się spełnią...
....................................................................................................
Witam!
Znowu spóźniony rozdział i pięć tysięcy wyświetleń!
Wow to mnie... wow. Jesteście za*ebiste! Wzruszyłabym się, ale jestem zajęta pisaniem.
Selene Neomajni

Czytasz - komentujesz

1. Strój Adrianny:

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 9 Pożegnanie

,,Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić." Harlan Coben

..........................................................................................................

Już nie patrzył na mnie. 
Teraz jego oczy były skierowane ku górze. Wyglądał jakby zobaczył coś pięknego, wspaniałego. Wyglądał jakby zobaczył to czego od dawna szukał...
- Nie! Ty żyjesz! Musisz żyć! Nie zostawiaj mnie samej, ty pieprzony egoisto! To nie jest zabawne, słyszysz?! Wstawaj, kurwa! Ostrzegam cię, jak zaraz nie wstaniesz to... to... - nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Moja broda zaczęła niebezpiecznie drgać, a z oczu wypływać gorące łzy. Wiedziałam, że zaraz się rozryczę, ale nie dbałam o to, że ktoś mnie zobaczy. To nie było ważne. Już nie miałam nic do stracenia. Bo wszystko straciłam. Czułam jak tracę czucie w nogach i po chwili opadłam na kolana łkając głośno. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce i na moich oczach zaczął je ciąć. Przekrajać każdy milimetr, nie mając litości. W myślach błagałam, żeby to co przed chwilą widziałam było tylko kolejnym koszmarem, z którego się wybudzę.
Szkoda tylko, że życie to jeden, wielki koszmar.
Moje nogi trzęsły się niemiłosiernie jednak spróbowałam się podnieść. Gdy tylko spojrzałam na uzdrowicielkę poczułam jak moje ciało przepełnia rozpacz, zimna furia, smutek, ale przede wszystkim, żądza zemsty. Wyjęłam różdżkę i zaczęłam się do niej zbliżać. Widziałam w jej oczach łzy, panikę i strach. Zaśmiałam się ironicznie po przez łzy jednak z mojego gardła wydobył się jedynie charkot. Podeszłam do niej trzymając w trzęsącej się dłoni różdżkę i wycelowałam w nią.
- Aż tak bardzo chciałaś zobaczyć mój ból, rozpacz, łzy? Aż tak bardzo chciałaś mnie zniszczyć i pogrążyć? Wiesz co? Udało ci się. Straciłam wszystko co kochałam, cały mój świat na własnych oczach. Miło było na to patrzeć? Miło było widzieć jak się pogrążam? Co ja ci zrobiłam, że musiałaś mnie tak zranić? Czym zawiniłam? - pytałam przez łzy nie spuszczając z niej różdżki. Teraz mogłam się na niej zemścić. Zapłaci za to co uczyniła.
- Co tu się stało?! - Usłyszałam jakiś krzyk jednak nie spuszczałam wzroku z kobiety, która wydawała się błagać o pomoc, litość.
- Adrianne, opuść różdżkę. To nie pomoże. - Do moich uszu dobiegł czyjś cholernie irytująco spokojny głos. Zaśmiałam się gardłowo.
- Jak to nie pomoże? Ta s*ka zapłaci za to co zrobiła. Ja tak tego nie zostawię. - W moich oczach błyskały szaleńcze ogniki. Już chciałam rzucić na nią jakieś zaklęcie, ale poczułam jak ktoś wytrąca mi różdżkę z rąk. Spojrzałam na mężczyznę z furią w oczach. Ten patrzył na mnie spokojnie, ze współczuciem. Podniósł swoją różdżkę na tą morderczynię i wypowiedział zaklęcie, a ona znowu mogła się poruszać. Miałam wrażenie, że krew mnie zalewa. To jakieś żarty...
- Ja nic nie pamiętam... kompletnie nic... - szeptała jak w amoku. Poczułam jakbym dostała w twarz. Jak ona mogła tak perfidnie kłamać po tym co zrobiła?!
- Myślę, że jedynym racjonalnym wyjściem z tej sytuacji będzie zobaczenie twoich wspomnień, a potem zastanowimy się co dalej.
- Nie no, to jakiś kiepski żart. Widziałam jak ONA go zabiła. Widziałam na własne oczy jak mój brat wydaje ostatnie tchnienie PRZEZ NIĄ. Pan sobie jaja robi? - zapytałam zdenerwowanym głosem. Ledwo powstrzymywałam się przed rzuceniem się na nią. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam. Coś mnie powstrzymywało.
- Adrianno, nie widziałem tego, lecz mam stu procentową pewność, że Camille nie mogła tego zrobić umyślnie. Z resztą sami zobaczmy. Ostendite Memoria! - Z różdżki uzdrowiciela wytrysnęło jasno-żółte światło i przed nami pojawił się obraz. Wyglądało to trochę jak film. Najpierw tą Camille, która wyglądała jakby coś ją opętało. Cały czas powtarzała: "nie zrobię tego" jednak po chwili wyprostowała się sztywno, a potem zaś reszta sceny, którą znałam. Po chwili obraz znikł.
- Czyli to rzeczywiście nie była wina Camille - rzekła jakaś kobieta o rudych włosach.
- Myślę, że ktoś zmusił ją do zabójstwa. Będziemy musieli dać to do sprawdzenia aurorom. Mam wrażenie, iż zostałaś potraktowana klątwą Imperiusa - zwrócił się do brązowowłosej na co ta przełknęła ślinę.
- Czy to wszystko? Będę jeszcze do czegoś potrzebna? - spytałam chłodno, kiedy uzyskałam odpowiedź dodałam: - Skoro tak, to proszę mi wybaczyć, ale muszę już iść. Żegnam - dokończyłam po czym teleportowałam się do mojego rodzinnego domu w Polsce. Nagle poczułam jakby ktoś przebił moje serce tysiącami szpilek. Bolało. Nie fizycznie, psychicznie.
Z moich oczu zaczęły wypływać gorzkie łzy. W jednej chwili wściekłość opanowała każdy skrawek mojego ciała. Nie panowałam nad tym co robię, nie panowałam nad niczym. Po raz pierwszy w życiu płakałam. Po raz pierwszy w życiu czułam smutek. Słone krople ciekły z moich policzków i nie zamierzały przestać. Emocje tłumione przez te kilkanaście lat w końcu znalazły ujście.
Zobaczyłam ramki ze zdjęciami moich bliskich.
Uśmiechali się. Na jednym ze zdjęć Damian śmiał się radośnie do fotografa. To przez tych ludzi cierpiałam. Dałam się zranić, dałam się osłabić. Pełna złości wzięłam zdjęcia i rzuciłam o najbliższą ścianę. Roztrzaskały się na setki kawałeczków, tak jak moje serce. Gdyby oddali mnie do sierocińca najprawdopodobniej wciąż by żyli, a ja nie musiałabym tak cierpieć. Życie dało mi posmakować czym jest rodzina przyjaźń, miłość a potem zabrało mi to wszystko śmiejąc się bezczelnie w twarz. Upadłam na kolana wciąż płacząc.
- Proszę, niech to się skończy, to boli - mówiłam przez łzy. Dławiłam się nimi. 

(Tak wyobrażam sobie Adriannę w tej chwili dop.autorka)

Wtedy uświadomiłam sobie coś ważnego.
Znowu złamałam słowo dane samej sobie. Obiecałam, że nie pozwolę mu umrzeć. Jestem słaba. Zbyt słaba, żeby chronić tych, których kocham. Byłam zbyt słaba, żeby podnieść się po tamtej tragedii i byłam tą, która potrzebowała pomocy. Znowu pokazałam swoją słabość, gdy Damian był w szpitalu w tamtym okresie potrzebowałam James'a. Nagle przypomniałam sobie słowa brata: ,,Jestem, już wróciłem Adi i nigdzie się nie wybieram." Zaśmiałam się histerycznie przez łzy. Nie tylko ja kłamię. Świat jest pełen kłamców. Kiedyś ten dom był wypełniony ciepłą, rodzinną atmosferą, śmiechami zarówno dorosłych jak i dzieci, cisza prawie nigdy nie miała tu miejsca.
Przez głowę przelatywały mi te wszystkie wspomniane związane z moją rodziną.


Przewińcie do 0:13 i dopiero wtedy czytajcie ;) )


Retrospekcja:

- Adrianno, proszę otwórz! - Mój starszy brat dobijał się do zamkniętych drzwi pokoju.
- Zostaw mnie! - wykrzyknęła inna wersja mnie. Wyglądała przerażająco. Przetłuszczone, zmatowiałe włosy, wystraszone oczy oraz cienie pod nimi, widać też było spadek wagi. Sukienka prawie, że na niej wisiała. Siedziała na dywanie skulona obejmując ramionami nogi. Bujała się w przód i w tył powtarzając wciąż te same słowa: "Nie jesteś prawdziwy."
- Otwórz, proszę! Chcę ci pomóc! - Przez chwilę wyglądała jakby się zastanawiała. Po chwili niepewnie wzięła różdżkę i drżącą dłonią zamachnęła nią raz, a do pomieszczenia natychmiast wszedł młody mężczyzna. Gdy spojrzał na brunetkę wyglądał jakby ktoś go uderzył.
Nieśpiesznie kucnął przy niej po czym dotknął delikatnie jej ramienia na co ona natychmiast odskoczyła patrząc nieufnym wzrokiem na blondyna. Ten podniósł ręce delikatnie do góry w geście poddania.
- Nie skrzywdzę cię Adi. Jestem tu po to, żeby ci pomóc - rzekł cicho, lecz odpowiedziała mu cisza.
- Wiem, że się boisz, ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie chcę cię stracić, jesteś dla mnie wszystkim, siostrzyczko. Jesteś teraz jedyną osobą, którą kocham i na, której mi zależy, dlatego nie poddam się. Będę walczył o dawną ciebie, nieważne ile mi to zajmie. Przywrócę cię z powrotem. Przyrzekam.

Koniec retrospekcji 

Mój kochany braciszek. Zawsze chciał pomagać.
Więc gdzie jest teraz, gdy go potrzebuję? Nie żyję. A obiecał, że będziemy razem na zawsze. Skłamał, nie po raz pierwszy. Dlaczego to ja muszę cierpieć? Dlaczego nie ja mogłam dostać tym cholernym czarem? Lecz gdybym to ja umarła skazałabym Damiana na taki stan, w którym obecnie jestem i pozbawiłabym szansy na nowe życie ludzi, którzy zginęli za czasów Voldemorta. Ale jestem też człowiekiem, prawda? Ludzie z natury są samolubnymi egoistami.
Czułam zawroty głowy jednak starałam się je ignorować i ruszyłam chwiejąc się na nogach w stronę barku z alkoholem, który znajdował się w salonie. Wyjęłam z niego butelkę z wódką i pociągnęłam dosyć spory łyk. Skrzywiłam się jednak piłam dalej. Ponoć alkohol pomaga uśmierzyć ból. 
- I co?! Daję świetny przykład, prawda?! Jestem tak cholernie silna i wzorowa, prawda?! Jesteś ze mnie dumny, braciszku?! - Zaczęłam krzyczeć zdenerwowana wymachując butelką rozlewając przy tym spore ilości alkoholu po czym upadłam na kolana łkając.
- Tak... jestem tak cholernie silna i nie daję się nikomu zranić... a zwłaszcza facetom... co nie Damian? Jestem taka niezależna i zawsze sama sobie poradzę... nie potrzebuję was, facetów... wy tylko ranicie... popieprzeni egoiści... - bełkotałam niewyraźnie co chwila biorąc łyk wódki. Głowa mnie niemiłosiernie bolała od płaczu jednak nie zwracałam na to uwagi tylko sięgnęłam po kolejną butelkę. Na przemian płakałam i piłam. Już sama nie wiedziałam ile butelek opróżniłam jednak widziałam dosyć spore ubytki w zawartości barku, więc mogłam się tylko domyślać.
W jednej chwili zmorzył mnie sen. Otoczenie, w którym wcześniej byłam zmieniło się nie do poznania. 


Nie widziałam już salonu mojego rodzinnego domu i nie siedziałam już na podłodze tylko na przyjemnie łaskoczących... chmurach? Zaskoczona wstałam i zaczęłam się rozglądać w koło. Było tu pięknie. Błękitne niebo i obłoki skąpane w słonecznych promieniach wyglądały tak... spokojnie.
 Nagle usłyszałam Damiana szepczącego moje imię.
- Adrianno... Adrianno... - odwróciłam się w stronę z, której dobiegał jego głos i zobaczyłam go. Ale wyglądał inaczej. Długa, biała szata leżąca na jego ciele wyglądała jakby została utkana ze mgły. Jednak nie to przyciągnęło moją uwagę tylko... skrzydła. Natomiast reszta prezentowała się jak zwykle. Jego usta były wygięte w szerokim uśmiechu, a oczy błyszczały radośnie. Nie myśląc ani chwili dłużej podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona. On objął mnie mocno rękoma w okół talii i zatopił twarz w moich włosach. Trzymał mnie tak jakby nigdy nie chciał puścić gładząc przy tym uspokajająco moje plecy. Uwielbiałam, gdy to robił. Tylko on potrafił sprawić, że czułam się szczęśliwa, bezpieczna, potrzebna. Po chwili stałam już na własnych nogach a w moich oczu zabłysnęły łzy szczęścia oraz niedowierzania, które zaczęły powoli spływać.
- Dlaczego tu jesteśmy? Dlaczego cię widzę? Przecież ty... - nie zdążyła dokończyć, bo mężczyzna przerwał mi ocierając jednocześnie słone krople z policzków.
- Tak, jestem martwy, ale nie znaczy to, że przestałem się o ciebie martwić. Obserwuję cię z góry Ari. Nawet nie wiesz jakie mam wyrzuty sumienia przez to, że cię zostawiłem. Lecz ty nie możesz wiecznie rozpaczać, musisz powstać. Zostałaś stworzona do wielkich czynów siostrzyczko. W twoich rękach leży przyszłość i losy całego świata.
- Wiem o tym. Tylko... wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tego, iż nie ma cię obok - wyszeptałam z trudem, a on znowu mnie przytulił.
- Ja zawsze byłem, jestem i będę z tobą. To, że mnie nie widzisz nie znaczy, że mnie nie ma.
- Czyli co? Teraz cię widzę, a zaraz znikniesz, tak? Znowu będę musiała wracać na Ziemię i żyć samotnie w tamtej beznadziejnej rzeczywistości? - zapytałam zbolałym tonem i poczułam na sobie jego smutne spojrzenie.
- Wiesz, że gdybym mógł, wróciłbym od razu do ciebie, ale nie mogę. Teraz należę do tego świata - powiedział ze smutkiem, a ja z trudem powstrzymywałam się przed płaczem.
- Co z rodzicami, Anią? - spytałam starając się przywrócić głosowi normalny ton co i tak mi się nie udało. Wciąż było słychać w nim zawód, rozpacz i smutek.
- Są szczęśliwi, ale martwią się o ciebie. Tak samo jak ja. Zawsze pamiętaj kim jesteś, skąd pochodzisz choćby nie wiem co. Jesteś Polką oraz moją siostrą, musisz być silna i dawać przykład innym. Bądź dumna z tego kim jesteś. Kocham cię Ari - powiedział po czym złożył na moim czole iście ojcowski pocałunek. Chciałam coś powiedzieć, lecz nagle on zniknął, a ja się obudziłam. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, oparłam się o zimną ścianę i zaczęłam myśleć nad tym co przed chwilą się stało.Czy to było normalne? Nie. Ale czy cokolwiek związane z moją osobą jest normalne? Nie. Zaczęłam głęboko oddychać chcąc się uspokoić.
Serce biło mi jak oszalałe. a ja wciąż nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. On tam był. Czułam jego obecność. A teraz? Czułam pustkę, której niczym nie będę potrafiła zapełnić. Z moich oczu znowu zaczęły wypływać łzy. To było coś czego nie potrafiłam zatrzymać. Nawet gdybym chciała to ból i poczucie winy były silniejsze. Byłam cholernie słaba i nic z tym nie mogłam zrobić.
Wstałam jednak musiałam podeprzeć się ściany, żeby nie upaść.
Schyliłam głowę po czym znowu podniosłam ją do góry. W moim umyśle pojawiło się tak wiele myśli, ale jedna z nich nie dawała mi wręcz żyć. Pogrzeb. Będę musiała to wszystko zorganizować.
Zsunęłam się plecami po ścianie z powrotem siadając na podłogę.
Ta myśl jeszcze bardziej mnie pogrążyła. Miałam go pożegnać. Miałam go pożegnać i zostawić tam, trzy metry pod ziemią. Wplotłam palce we włosy i załkałam żałośnie. Czemu wszystko zwala się na mnie w najmniej oczekiwanym momencie? Bałam się go pożegnać. Nie chciałam patrzeć jak będzie tkwił w tej trumnie ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy.  To nie było na moje nerwy, patrzeć jak kolejna osoba odchodzi przeze mnie do wieczności.  
Całe moje szczęście, radość zniknęły.
Zostały mi tylko rozpacz i ból. Moje nieodłączne przyjaciółki, one zawsze były ze mną. Tylko, że do nich dołączyła też zemsta. Paląca żądza zemsty. Zabiję go, zabiję tego popapranego psychopatę. Będę patrzyła i napawała się jego bólem, bezradnością. Tak jak on to robił. Ale Iwanow nauczył mnie jednej rzeczy. Nieważne jak mocno będę kogoś kochać, nieważne jak będę się starała go chronić. Śmierć i tak dosięgnie jego prędzej czy później. Po mojej twarzy spłynęła ostatnia łza.
Mój raj się skończył. Teraz zacznę podróż ku piekłu.

2 sierpnia, jakiś cmentarz na Lubelszczyźnie:

(https://www.youtube.com/watch?v=aNzCDt2eidg)

Na cmentarzu zebrało się dosyć sporo ludzi.
Nic dziwnego. Wszyscy, którzy znali Damiana szanowali i lubili go. On zawsze roztaczał wokół siebie aurę radości, zawsze chciał pomagać. Był czymś w rodzaju mojego ziemskiego anioła. Opiekował się mną, pomagał, mogłam mu zaufać. Był dla mnie wszystkim. Razem z nim umarła cząstka mojej duszy. Nieświadomie zabrał ją ze sobą. Czy mi ją kiedyś zwróci? Tego nie wiem.
Dzisiejszy dzień jest dniem pożegnania.
Żegnam nie tylko jego, ale też dawną siebie. Żegnam moją słabszą wersję, tą z uczuciami. Jedyne co teraz czuję to pustka. Ludzie przychodzili, składali mi kondolencje, lecz ja czułam się jakbym oglądała to wszystko z daleka. Był też James i Fred. Ten pierwszy mówił, że mi pomoże, że mnie nie zostawi. To co mówił było słodkie, jednak zupełnie nie potrzebne.
Już nie potrzebowałam pomocy, było za późno. Patrząc się na twarz Damiana wspominałam wszystkie chwile, które z nim przeżyłam. Był moim idealnym starszym bratem. Wszyscy Orłowscy traktowali mnie jak pełnoprawnego członka ich rodziny chociaż nie łączyły nas żadne więzy krwi. Ja byłam przybłędą, która sprowadziła tak wiele nieszczęść na każdego z nich. Mimowolnie, po mojej twarzy spłynęła jedna łza, która skapnęła na twarz leżącego w trumnie Damiana.
Oni dali mi miłość, szczęście, a ja im śmierć oraz smutek. Może kiedyś mi wybaczą.
Może kiedyś będę miała szansę się im odwdzięczyć. Teraz stoję sama na tym cmentarzu wpatrując się tępo w małą tabliczkę gdzie widnieję jego imię oraz nazwisko. Uśmiecham się smutno chociaż moje oczy są wciąż zimne i bezwzględne. Składam na jego grobie białą różę.
- To nie jest koniec braciszku. Zapłaci mi za to. Zrobię z jego życia piekło i zniszczę wszystko na czym mu zależało. Tak jak on zrobił to mi. Ja tak tego nie zostawię.

..................................................................................
Witam!
Wow... to najsmutniejszy rozdział jaki w życiu napisałam! Wznieśmy różdżki za Damiana /*
A tak na poważnie. Witam na już dziewiątym rozdziale! A tak z innej beczki xd
Wybaczcie, że notka jest spóźniona, ale mam coś na swoje usprawiedliwienie! Wczoraj połowę dnia byłam na festiwalu, a później w nocy była burza, więc jak sami widzicie, nie miałam warunków do pisania.
Selene Neomajni


1. Sukienka Adrianny na pogrzebie:


czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 8 "To jeszcze nie koniec..."

,,Ocknął się po raz kolejny z koszmarnego snu, tylko po to, by stwierdzić, że rzeczywistość również jest koszmarem." Rafał Kosik – Kameleon
....................................................................................................................

- Adrianno, twój brat on... obudził się! - powiedziała kobieta.
Przez chwilę stałam oniemiała jednak po chwili z szybkością światła wbiegłam do pomieszczenia z którego wyszła uzdrowicielka. Zaczęłam biec z taką szybkością, że za którymś razem się poślizgnęłam i upadłam, ale wyklinając w myślach na swoją niezdarność popędziłam dalej. Kiedy dobiegłam do jego łóżka poczułam jakby moje serce przestało bić.
Wyraz niedowierzania wpłynął na moją twarz.
- Damian... - mój głos stał się niezwykle cichy. Blondyn uśmiechnął się szeroko rozprostowując ręce. Po chwili tkwiłam w jego objęciach. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo za nim tęskniłam, jak bardzo mi go brakowało.
- Ty żyjesz, ty żyjesz... - powtarzałam niczym mantrę wtulając się w klatkę piersiową brązowookiego na co on gładził mnie uspokajająco po plecach.
- Jestem, już wróciłem Ari i nigdzie się nie wybieram. Obiecuję siostrzyczko, obiecuję. - odpowiadał. Nie wiem ile czasu trwaliśmy w takiej pozie, czy sekundy, minuty, godziny. Jedno wiedziałam na pewno, już nie pozwolę mu zginąć.
- Możesz mi powiedzieć co robiłaś przez te dni, kiedy ja byłem nieprzytomny? Bo z pewnością nie spałaś. - Jego orzechowe tęczówki prześwietlały mnie na wylot. Westchnęłam ciężko.
- Miałam małe załamanie nerwowe - odrzekłam spuszczając wzrok.
- Obiecałaś mi, że będziesz silna. Nie możesz złamać tej zasady choćbym nawet był martwy. Nie wybaczyłbym sobie gdyby przeze mnie cierpiała. - Jego głos był stanowczy, a jednocześnie troskliwy. - Widzę jednak, że musiałaś coś niedawno jeść. W końcu uświadomiłaś sobie, iż musisz żyć? - Dodał po chwili z delikatnym uśmiechem.
- Umm... to nie do końca moja zasługa - rzekł.
- Więc komu będę musiał dziękować za przywrócenie do życia mojej siostry? - zapytał, a ja zaczęłam mu opowiadać o James'ie i o poprzednich dniach.
- Wiesz... zawsze negatywnie traktowałem chłopców, którzy za bardzo się tobą interesowali, ale on... masz moje oficjalne pozwolenie na spotykanie się z nim - powiedział poważnie na co ja wybuchnęłam śmiechem, a on po chwili do mnie dołączył.
- Jeszcze trochę to będziesz mówił na niego szwagier - wydusiłam między kolejnymi salwami.
- Ej, ej! Nie zapędzaj się młoda! Nawet go na oczy nie widziałem! - odpowiedział z uśmiechem.
- I tak nie jestem pewna czy coś z tego wyjdzie. Gdy już wrócę z misji będę się nadal uczyła w Polsce, a on  Hogwarcie i chcąc nie chcąc powoli o mnie zapomni - powiedziałam już ciszej.
- Daj spokój Ari. Przecież znasz sztukę teleportacji, więc co to będzie za problem odwiedzić go czasami? Po za tym z tego co usłyszałem od ciebie nie jest on typem, który łatwo odpuszcza. Ale jeśli będzie zbyt nachalny... - ostatnie zdanie wymówił groźnym zdaniem na co pokręciłam z pobłażaniem głową.
- Najpierw wyzdrowiej, wtedy pogadamy - mówiąc to poprawiłam mu poduszkę, która się trochę zsunęła.
- Traktujesz mnie jak małe dziecko. Ja powinienem to robić!
- Nie traktuję cię jak dziecko tylko jak osobę, która dostała poważną klątwą i leżała nieprzytomna przez trzy dni. Pamiętasz może napastnika, który rzucił w ciebie tym zaklęciem? - spytałam patrząc na niego uważnie.
- Niestety nie. Pamiętam tylko bordowy strumień światła lecący we mnie oraz damską sylwetkę. Później obudziłem się w łóżku i stwierdziłem, że to sen, więc zacząłem sprzątać, a potem już sama wiesz - odpowiedział. Pokiwałam wolno głową chcąc połączyć te fakty w całość. Cruel oraz Iwanow są martwi to znaczy, iż musieli kogoś na nas nasłać jeszcze przed śmiercią. Ale kogo? Przecież z tego co słyszałam w ogóle nie mieli łączności z nikim przed procesem.
- Nad czym myślisz? - zapytał, a ja opowiedziałam mu o swoich przypuszczeniach.
- To co mówisz ma sens. Będziesz musiała o tym komuś powiedzieć. Ta osoba będzie próbowała znowu cię zranić - rzekł stanowczo.
- Ja dam sobie radę. Przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze muszę liczyć tylko na siebie. Ale tobie będę musiała koniecznie zapewnić ochronę. On lub ona nie spocznie póki cię nie zabiję - odpowiedziałam takim samym tonem.
- Do czego to doszło... jestem twoim starszym o dziesięć lat bratem i to ja powinienem się tobą opiekować, a nie na odwrót - powiedział z westchnieniem na co prychnęłam z rozbawieniem.
- Przepraszam... muszę podać leki pacjentowi. - Wtedy usłyszeliśmy damski głos. Odwróciłam się i zobaczyłam uzdrowicielkę w żółto-zielonej szacie. Pokiwałam głową po czym wstałam.
- W takim razie idę do toalety, zaraz wrócę - zwróciłam się do Damiana na co on kiwnął głową. Wyminęłam kobietę i ruszyłam w stronę drzwi.
Ledwo przekroczyłam próg, a poczułam męskie dłonie oplatające moją talię. Zdziwiona takim zachowaniem z przyzwyczajenia nadepnęłam piętą na stopę osobnika. Kiedy mnie puścił odwróciłam się prędko, złapałam go za dłoń po czym wykorzystując swoją niezwykłą siłę rzuciłam przeciwnika przed siebie. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam....
- Nigdy nie zrozumiem dlaczego nie możesz do mnie normalnie podejść i się przywitać. Ty chyba jesteś masochistą - powiedziałam patrząc na James'a. Ten jak gdyby nigdy nic wstał, stanął obok mojej postaci i namiętnie pocałował. Przez chwilę stałam wryta nie rozumiejąc o co chodzi jednak, gdy poczułam jak wkłada swoje ręce pod moją bluzkę z całej siły go odepchnęłam. Znowu ruszył w moją stronę, lecz tym razem najpierw mnie spoliczkował, a potem brutalnie pocałował. Próbowałam się wyrwać jednak nagle poczułam kompletny brak sił. Ręce były jak z waty, nie mogłam nic zrobić, nie mogłam krzyczeć, byłam... bezbronna. Potter przygwoździł mnie do najbliższej ściany i sprawił, że nasze ciała do siebie przylegały. Po chwili moja koszula leżała na podłodze. Chłopak całował moją szyję próbując jednocześnie ściągnąć koszulkę. Na ile pozwalały mi moje możliwości próbowałam się bronić jednak po chwili, zamiast twarzy brązowookiego ujrzałam Nikolaja Iwanowa. Jego usta były wygięte w sadystycznym uśmiechu, który towarzyszył mu w dniu trzynastego maja. Z mojego gardła wyrwał się przerażający wrzask. Nagle zobaczyłam ciemność.
- Zły sen? - Usłyszałam głos Damiana odwróciłam głowę w jego kierunku i kiwnęłam twierdząco.
- Chodź - rzekł klepiąc miejsce na łóżku obok siebie. Bez wahania wtuliłam się w klatkę piersiową blondyna wdychając jednocześnie zapach jego perfum. Gładził mnie uspokajająco po głowie.
- Nikt cię nie skrzywdzi, nie pozwolę im na to - mówił ledwo słyszalnie, lecz to mi nie przeszkadzało. Chciałam usłyszeć, że jestem bezpieczna, że nie muszę się martwić. Nawet jeśli te słowa były kłamstwem.
- To jeszcze nie koniec... jeszcze się zemszczę... będziesz cierpiała... ty i on... zniszczę ciebie i twoje życie... - znów słyszałam głos tego mordercy. Chciałam wstać, ale coś oplatało mnie zbyt mocno. To nie był mój brat. Nagle zaczęłam spadać w dół. Wokół nicość. Jestem sama. Nie wiem, kiedy spadnę, nie wiem, kiedy to się skończy. Nagle czuję jak uderzam w coś z całej siły. Czuję łamiące się kości, czuję niewyobrażalny ból, lecz nie umieram. Nie mogę wykonać żadnego ruchu, to tak strasznie boli. Zaciskam mocno powieki chcąc obudzić się z tego koszmaru.
- Możesz uciekać, możesz wmawiać sobie, że to tylko zwykły koszmar, ale wiedz jedno. Dopadnę cię prędzej czy później. To tylko kwestia czasu. - Słyszę jego głos jakby przy moim uchu, jednak sekundę później ból znika. Znów zostaję sama, ale na jak długo. Boję się ruszyć, boję się odezwać. W tej chwili boję się wszystkiego. Chcę tylko zniknąć...
- Adrianno! - Do moich uszu dobiega głos Damiana, otwieram gwałtownie oczy i odskakuję od niego szybko czując dłonie mężczyzny na mojej twarzy. Spoglądam na niego ze strachem, niepewnością. Czuję na sobie zatroskane spojrzenie brata.
- Co się stało? - spytał troskliwie jednak nie odpowiedziałam - Koszmar? - dodał delikatnie oraz cicho, jakby bał się mnie spłoszyć. Kiwnęłam głową nie spuszczając z niego wzroku. Traktowałam go jak kolejną fikcję, kolejny koszmar.
- Ja jestem prawdziwy Adri, zapytaj mnie o jakikolwiek szczegół ze swojego życia, a ja odpowiem - powiedział czytając mi w myślach. Zastanowiłam się przez chwilę. Musiałam wybrać coś podchwytliwego coś trudnego, żeby go wykiwać. Wtedy wpadłam na świetny pomysł.
- Jakie słowa padły z twoich ust, gdy powiedziałam ci o moim związku z Igorem?
- Nic nie powiedziałem. Napisałaś mi o tym w liście, ponieważ zostaliście parą będąc jeszcze w IMiBC. W liście odpowiedziałem: ,,Cieszę się waszym szczęściem i życzę wam wszystkiego najlepszego, ale... jeśli ten gówniarz złamię Ci serce, ja złamię mu kręgosłup. I przy okazji, pozdrów go ode mnie." - rzekł pewnie, lecz przez chwile wciąż się wahałam analizując sytuację. Koszmar mógł znać moje wspomnienia, ale...
- Nie każę ci, żebyś od razu mi uwierzyła. Rozumiem twoją sytuację i jedyne czego teraz pragnę to dowiedzieć się o co chodzi. Pozwól sobie pomóc, proszę. - Patrzył na moją twarz tymi dużymi, orzechowymi oczami do, których zawsze miałam słabość. Mogłam ich unikać, lecz byłoby to bez sensu, Po latach mieszkania z nim pod jednym dachem przyzwyczaiłam się do tego, że mówię mu wszystko. Nieważne czy były to błahostki czy poważne sprawy, on zawsze wiedział jak pomóc. Jednak tym razem nawet on nie będzie w stanie mi pomóc. Mimo tego postanowiłam mu o tym opowiedzieć.
- One są wykańczające, lecz ten był inny, gorszy. Jak dobrze wiesz Iwanow nałożył na mnie klątwę dzięki, której mógł wchodzić do mojej głowy i pokazywać mi to czego najbardziej się boję, ale to nie koniec. Czytałam o zaklęciu jakie nałożył na mnie. Jest ono zaklęciem wiecznym, nie istnieję sposób, aby je odwrócić, nawet po śmierci osoby, która rzuciła ten czar. Jednak po jego egzekucji koszmary nie były już tak straszne oraz bolesne jak za życia tego mordercy. Teraz natomiast znów się nasiliły. Coś jest nie tak - powiedziałam zajmując miejsce na krześle, obok łóżka brata.
- Musisz komuś o tym powiedzieć, przestajesz sobie z tym radzić. To czarna magia Adri, ona jest niebezpieczna - rzekł stanowczo.
- Niby komu mam o tym powiedzieć? Iwanow nie żyję, powiedzą, że mam jakieś urojenia związane z tamtym ,,bardzo smutnym wydarzeniem". Później zaczną pierdzielić coś o jakimś pogodzeniu się z rzeczywistością. Lepiej poszukam czegoś na ten temat w bibliotece i...
- Okłamujesz samą siebie. Dobrze wiesz, iż niczego tam nie znajdziesz.
- Więc co mam zrobić? To jak sytuacja bez wyjścia. Nie wiemy nic o osobie, która chcę nas dopaść, jednak kimkolwiek ona jest dopełni swojej zemsty. Czuję to.
- Nie możesz cały czas o tym myśleć. Musisz zacząć, lub chociaż próbować, żyć jak normalna nastolatka. A właśnie! Co z James'em? - zapytał poruszając sugestywnie brwiami na co wywróciłam oczami.
- Dlaczego cały czas o niego pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie wznosząc oczy ku górze.
- No cóż... w ostatnim czasie zbliżyliście się do siebie, a ponieważ jestem twoim bratem chciałbym wiedzieć czy to jakaś...
- James jest świetnym facetem - rzekłam krótko, ale szczerze.
- Tylko tyle? - spytał nie dowierzając. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- A czego się spodziewałeś? Znam go zbyt krótko, żeby ocenić - odparłam.
- Wiesz... normalne dziewczyny w twoim wieku gadałyby bez przerwy o zaletach tego James'a.
- Przecież ja nie jestem normalna. Sam mi to kiedyś powiedziałeś.
- Mówiłem, że jesteś wyjątkowa i to prawda, ale... z resztą! Nie będę ci robił jakiś kazań na temat dzisiejszej młodzieży! Po co to komu?
- I takiego cię lubię! - mówiąc to poczochrałam jego blond czuprynę na co on odpowiedział mi tym samym. Po chwili oboje mieliśmy kompletne siano na głowie.
- Chyba tylko ty potrafisz stworzyć taki artystyczny nieład z moich włosów - rzekłam widząc swoje odbicie w lustrze stojącym na szafce nocnej.
- Trzeba mieć wrodzony talent - powiedział z uśmiechem pełnym wyższości, podniosłam jedną brew do góry patrząc na niego z rozbawieniem.
- Z pewnością - odrzekłam. Czas bardzo szybko minął nam na rozmowie i nim się obejrzeliśmy nastała noc.

1 sierpnia, 08:45, Szpital Świętego Munga

Przez te dziesięć godzin nie zmrużyłam oka nawet na chwilę.
Wczorajszej nocy zażyłam Eliksir Bezsenności, to był jedyny sposób, aby nie mieć koszmarów. Oczy piekły niemiłosiernie, ale przynajmniej byłam spokojniejsza. Jedyne co musiałam teraz zrobić to wypić Eliksir dodający wigoru, żeby Damian nie miał żadnych podejrzeń. W mojej torbie miałam cały przenośny zapas różnych mikstur, wzięłam odpowiednią fiolkę, a następnie wlałam jej zawartość do swojego gardła. Może i nie był najlepszy w smaku, lecz działał. Nagle usłyszałam szelest pościeli. Szybko włożyłam pustą buteleczkę do kieszeni spodenek i zerknęłam w stronę brata.
Przetarł dłońmi zaspane oczy po czym ziewnął głośno.
- Jak się spało? - zapytałam z delikatnym uśmiechem patrząc na wciąż lekko nieprzytomnego mężczyznę.
- Całkiem nieźle, szczerze mówiąc. A co z tobą? Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc - rzekł podejrzliwym głosem.
- Sam spróbuj zasnąć, gdy ktoś chrapie ci nad uchem - odrzekłam. 
- Ja nie chrapię! - zawołał oburzony.
- Powiedz to wszystkim ludziom, którzy znajdowali się w promieniu stu kilometrów. 
- Ranisz moje serce tymi niesłusznymi oskarżeniami! - Wzruszyłam ramionami.
- Nie nazwałabym ich niesłu... - nie zdążyłam dokończyć, bo na mojej twarzy wylądowała poduszka.
- I ty masz dwadzieścia pięć lat? - spytałam rozbawiona patrząc jak złowrogo mruży oczy.
Brązowooki chciał już coś powiedzieć, lecz przerwała mu uzdrowicielka.
- Dzień dobry, widzę, że już wstaliście. Panie Orłowski, przyszłam zrobić badania dzięki, którym dowiemy się jaki jest pański stan zdrowia. Proszę usiąść spokojnie i stosować się do moich zaleceń. - Kobieta wyglądała na dwadzieścia parę lat i była na prawdę ładna. Długie, brązowe włosy, bystre oczy w tym samym kolorze oraz miły uśmiech.


- Jak na razie wszystko jest w porządku - rzekła, gdy zakończyła badania. Teraz skrobała coś w jakimś zeszycie.
- Kiedy będę mógł wyjść ze szpitala? - Spytał patrząc na szatynkę.
- Myślę, że już nie długo, jednak są pewne wątpliwości...
- Jakie?
- Nie wiadomo czy przeżyjesz. - Ton jej głosu drastycznie zmienił się w ciągu sekundy. Szybko wyciągnęła różdżkę po czym wycelowała ją w mojego brata.
- Sanguinum mortem!* - Bordowy strumień światła pomknął w jego stronę, lecz zareagowałam w ostatniej chwili.
- Protego! - Zaklęcie nie odbiło się od mojej tarczy tylko z nią walczyło. Czułam jak powoli tracę siły, ale wciąż trzymałam obronę.
- Za tobą! - Usłyszałam głos Damiana. Kucnęłam tym samym ratując siebie przed zaklęciem niewybaczalnym. Mój oddech był szybki i nierówny, nie wiedziałam dlaczego ta uzdrowicielka nas zaatakowała jednak musiałam szybko ją unieszkodliwić zanim będzie za późno.
- Crucio! - Znowu uniknęłam złowrogiego zaklęcia.
-  Petrificus totalus! - krzyknęłam. Zaklęcie już prawie ją dosięgło, gdy ostatnim tchem powiedziała:
- Laaste asem! - Czar trafił prosto w serce brązowookiego. Czułam jakby czas zamarł. Okrutna cisza wypełniła pomieszczenie. Wystraszona podbiegłam do starszego brata.
- Nawet nie waż się umierać, słyszysz?! Nie waż się mnie zostawiać samej! Ledwo cię odzyskałam i co?! - powiedziałam zrozpaczona trzymając jego dłoń. On tylko uśmiechnął się smutno i powiedział na jednym wydechu:
- Zbyt długo unikałem śmierci, Ari. Teraz ona się o mnie upomniała. Musisz wiedzieć, że zawsze byłem z ciebie dumny. Ja rodzice, Ania. Weź mój pierścień i nigdy nie zapomnij kim jesteś, skąd pochodzisz. Kocham cię siostrzyczko. - Z jego oczu wypłynęła pierwsza, a zarazem ostatnia łza jaką kiedykolwiek widziałam.
.................................................................................................................
*Czegoś więcej o tych zaklęciach dowiecie się w zakładce ,,Zaklęcia i inne ciekawostki".

1. Sygnet należący do rodziny Orłowskich. Przekazywany z pokolenia na pokolenia od wielu, wielu lat. Widnieję na nim napis: ,,ZAWSZE WIERNI OJCZYŹNIE".



Witam!
Tak! W końcu napisałam ten rozdział i na dobre uśmierciłam Damian!
Mogłam dodać rozdział na przykład w sobotę, ale nie miałam czasu, a reszta dni... no dobra przyznaję się. Po prostu okropnie się rozleniwiłam, w dodatku są wakacje. Nie przedłużając.
 Dzisiejszy post dedykuję:
Alicji Sims - za to, że była ze mną praktycznie od początku mojego pierwszego bloga i tego także, za to, że nigdy nie opuściła żadnej notki i zawsze poprawiała mi humor swoimi szczerymi aczkolwiek dosyć zabawnymi komentarzami. To po części dzięki niej mam zamiar zrobić jakiś mały romans pomiędzy Will'em, a Mam-Nadzieję-Że-Wiecie-Kim (to raczej tyczy się tych, którzy czytali mojego poprzedniego bloga). Ups... za dużo spojleru!
Optimist - dzięki jej radom mogłam poprawić swoje notki tak, aby nie zawiodły czytelników i mnie samej. Za to, że jest miła, cierpliwa oraz wyrozumiała względem mnie. I za to, że po prostu jest.


Selene Neomajni