,,Drodzy są rodzice, dzieci, krewni, domownicy, ale miłość wszystkiego zawarła w sobie ojczyzna.'' - Cyceron
........................................................................................
- Chodzi o to, że po wakacjach będziesz musiała pójść do Hogwartu - powiedziała, a mnie zamurowało.
- Dlaczego? - Zdołałam jedynie wydusić. I po co ja się tak rozpakowywałam?! Ugh!
- Możesz być pełnoletnia w świetle prawa polskiego, lecz nie znaczy to, że nie musisz już chodzić do szkoły. Ministerstwo zauważyłoby, że nie uczęszczasz do Hogwartu będąc w Anglii, więc prędzej czy później, by cię tam wysłało - odpowiedziała, a ja westchnęłam ciężko.
- No tak, ale... jeśli będę się uczyła w Hogwarcie to raczej każdy będzie mnie tam znał zważając na to, że będę nowa, a jeśli uda mi się wrócić z powrotem do przyszłości to mogę kiedyś spotkać jakąś osobę, która uczęszczała ze mną do waszej szkoły i jak wtedy jej wytłumaczę czemu w ogóle się nie zestarzałam i tak dalej?
- O to nie musisz się martwić, Adrienne. Profesor Dumbledore rzucił specjalne zaklęcie na naszą szkołę dzięki czemu, jak tylko wrócisz do przyszłości wszyscy ludzie, którzy uczyli się razem tobą zapomną o tym, że kiedykolwiek poznali osobą o imieniu Adrianne Orłowska.* - Wytłumaczyła mi spokojnie na, co ja niepewnie pokiwałam głową.
- Rozumiem, ale co z SUMami? Chyba będę musiała je zdawać tak? - Zadałam kolejne dręczące mnie pytanie.
- Niekoniecznie. Nie zostajesz tu przecież na zawsze, prawda? Chociaż, jeśli chcesz to jest możliwość napisania SUMów. - Zastanowiłam się przez chwilę. W IMiBC mieliśmy tylko jeden egzamin i to pod koniec siódmego roku. Poza tym byłam całkiem niezła w nauce. W dodatku chciałam zobaczyć czego nauczyłam się przez całe moje życie i dwa miesiące szkolenia.
- Skoro tak to chciałabym zdawać SUMy - widząc zdziwioną minę Mcgonagall dodałam - Przecież sama pani powiedziała, iż nie zostanę tu na zawsze. No, chyba, że umrę to tu zostanę pochowana, ale skoro i tak nie jest to takie NA POWAŻNIE to chciałabym spróbować. Dowiedziałabym się czy lata mojej nauki nie poszły na marne. - Kobieta przeszyła mnie zaintrygowanym spojrzeniem po czym odpowiedziała.
- Dobrze, przejdziesz przez te testy tak jak inni uczniowie. Będzie komisja oraz nauczyciele z Hogwartu. Test odbędzie się pierwszego sierpnia. Będziesz miała trochę czasu na powtórzenie materiału. - Już stała przy drzwiach jednak odwróciła się po raz ostatni.
- Jesteś niezwykle ciekawą osobą Adrianno. Wątpię, żeby inny uczeń na twoim miejscu chciałby pisać SUMy. Kolacja jest za godzinę, nie spóźnij się - mówiąc to wyszła z pokoju. Gdy kroki na schodach ucichły całkowicie rzuciłam się na łóżku. W co ja się wpakowałam. SUMy, szkoła, a w międzyczasie szukanie horkruksów. Na brak wrażeń to ja nie mogłam narzekać. Podniosłam rękę do góry i zaczęłam się wpatrywać w srebrny pierścień dumnie spoczywający na moim palcu. W mojej misji nie chodziło tylko o to by uratować dosyć sporą ilość ludzi wliczając w to moją rodzinę. Chciałam trochę poprawić sytuację w Polsce gdzie panowali teraz ci mordercy-komuniści.
Mimowolnie zacisnęłam mocniej pięści myśląc o nich. Nienawidziłam Rosjan najbardziej na świecie. Może nie powinnam wrzucać wszystkich do jednego worka, lecz bądźmy szczerzy. Co byście myśleli i robili na moim miejscu? Potrafilibyście przebaczyć swoim katom, którzy zamordowali waszą rodzinę, a was traktowali jak bezwartościowe, podrzędne istoty znęcając się nad wami nawet po śmierci? Rosjanie pozwolili by Polska była wyniszczana kawałek po kawałku. Po rzekomym "końcu komunizmu" było jeszcze gorzej. W rządzie zasiedli zdrajcy ojczyzny dla, których najważniejsze były pieniądze. Miałam szanse pomóc mojej ojczyźnie i nie zamierzałam jej nie wykorzystać.
Ludzie umierali, bo chcieli Polskę wolną i suwerenną.
Ja zamierzałam dopełnić ich dzieła, aby śmierć tych wspaniałych Polaków nie poszła na marne. Nadejdzie czas zmian. Wszystko się zmieni, a raczej miałam taką nadzieję. Westchnęłam ciężko. Będę musiała nie długo zacząć wcielać swój plan w życie, bo jak tak dalej pójdzie to na planowaniu się skończy. A ludzie muszą usłyszeć prawdę! Żołnierze Wyklęci, Katyń, Treblinka... nie mogę tak tego zostawić. Postanowiłam, że dzisiaj w nocy zacznę. Co raz bardziej urozmaicam swój grafik dnia. Teraz doszło do tego, że będę rozpowszechniała prawdę w Polsce. Anonimowo oczywiście.
Muszę wszystko dokładnie opracować.
Wyciągnęłam różdżką po czym przyzwałam do siebie specjalną mapę, którą dostałam kiedyś od Sylwii. Brzydziłam się tą dziewczyną, ale nie mogłam narzekać na ten prezent. Był bardzo przydatny, gdy chciałam gdzieś się przenieść bądź pojechać, a nie znałam tego miejsca.
- Warszawa, Plac Defilad - powiedziałam dotykając palcem miejsca na mapie gdzie znajdowała się stolica i zamiast ścian pokoju zobaczyłam Plac Defilad. Nigdzie nie było ludzi, ale wszystko było idealnie zobrazowane. Gdybym nigdy wcześniej nie korzystała z tego urządzenia pewnie bym uwierzyła, iż naprawdę jestem w Warszawie. Zaczęłam się przechadzać ulicami szukając idealnego miejsca. To miasto zdecydowanie różniło się od tego, które widziałam w przyszłości. Tu wszystko było... stalinowskie. Chcąc nie chcąc zacisnęłam pięści. Miejsce gdzie chciałam wypełnić swój plan musiało być duże. Muszą na nim skupiać się wszystkie spojrzenia. Pałac Kultury!
Od razu skierowałam swój wzrok na tą ogromną budowlę. Będzie idealna.
Teraz musiałam znaleźć miejsce, w którym bez przeszkód będę się mogła teleportować. Jakiś zaułek czy coś w tym stylu. Zaczęłam się rozglądać nie stając w miejscu. Po kilku minutach znalazłam mój punkt teleportacji, na który raczej nikt nie będzie zwracał uwagi. Teraz mogłam wracać.
- Rzeczywistość. - Po wypowiedzeniu tych słów znów znalazłam się w MOIM pokoju.
Schowałam mapę do walizki i rozejrzałam się po pomieszczeniu przydałoby się tutaj coś zmienić. Jednak przypomniałam sobie, że będę musiała najpierw spytać o pozwolenie profesor Mcgonagall.
W końcu to jej dom.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do ogromnego okna. Delikatnie przejechałam palcami po, już śnieżnobiałej ramie wpatrując się jednocześnie w krajobraz. Wszędzie były drzewa. Nie kończące się pola zielonego lasu nieustannie przypominały mi o moim prawdziwym domu w Polsce, którego teraz nie miałam. Teraz nie miałam nic, Iwanow mi odebrał wszystko. Rodzinę, dom, radość.
W końcu będę miała szansę się odwdzięczyć.
Pociągnęłam za małą klamkę, a do pomieszczenia od razu wleciał przyjemny, chłodny wiatr. Usiadłam pozwalając nogom swobodnie zwisać w dół. Byłam jakieś kilkanaście metrów nad ziemią i mogłam spaść, bo nie było tu żadnych zabezpieczeń, ale nie przejmowałam się tym tylko przymknęłam oczy delektując się promieniami słońca, które padały na moją twarz.
Słyszałam z tak dalekiej odległości jak konik polny wygrywa swoją melodię na jakiejś polanie.
Słyszałam jak wiewiórka biega po gałęzi, a następnie chowa się do swojej dziupli. Słyszałam nawet trzepot skrzydeł motyla! Wykorzystywałam swoje moce i wsłuchiwałam się w odgłosy natury.
Nagle usłyszałam cichy trzask w pokoju.
Drgnęłam i obróciłam się chcąc zobaczyć co wydało ten dźwięk. Zobaczyłam Kasztanka po czym wstałam, a on pisnął:
- Pani Minerwa mówi, żeby pani Adrianna zeszła na dół.
- Mów mi po imieniu. Powiedz profesor Mcgonagall, że już schodzę. - Skrzat jedynie wytrzeszczył oczy po czym niepewnie kiwnął głową po czym się aportował. Zamknęłam okno i wyszłam z pokoju. Zbiegłam po schodach mimowolnie zerkając przy tym przez okno. Uwielbiałam widok lasu i nic nie mogłam na to poradzić. Gdy byłam na dole pociągnęłam za klamkę po czym przeszłam przez salon i wyostrzyłam słuch. Nie wiedziałam gdzie była kuchnia, więc musiałam zdać się na swój instynkt. Usłyszałam oddech Mcgonagall zza drzwi stojących na przeciwko mnie.
Te moce były bardzo przydatne, ale nigdy nie zapomnę jaką cenę musiałam za nie zapłacić.
Chcąc nie chcąc wzdrygnęłam się. Te wspomnienia były bardzo bolesne. W sensie fizycznym jak i psychicznym. Weszłam do kuchni. Pomieszczenie było średniej wielkości i wyglądało całkiem przyjemnie. Tutaj też, praktycznie wszystkie meble zostały wykonane z drewna. Ściany były kremowe i chyba tylko w tym pomieszczeniu nie było obrazów. W moje oczy rzuciła się profesor Mcgonagall w... letniej sukience?! W rzeczy samej. Kobieta miała na sobie sięgającą trochę przed kolano błękitną sukienkę na ramiączkach, która idealnie podkreślała jej atuty. Jednak włosy wciąż miała upięte w ciasnego koka. Przywitałam się z nią po czym razem zasiadłyśmy do stołu po czym zaczęłyśmy jeść kolację. Nie znałam się zbytnio na angielskiej kuchni, ale to co jadłam było pyszne.
Postanowiłam przerwać trochę niezręczną ciszę i zapytałam:
- Czy jest możliwość, że będę mogła trochę zmienić wygląd pokoju, w którym będę mieszkać w te wakacje? - Szarooka spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Oczywiście z tego pokoju i tak nikt już nie korzystał od... wielu lat, więc raczej to nie będzie problem - odrzekła wracając do konsumpcji deseru. Pokiwałam głowę i także zajęłam się jedzeniem. Posiłek minął w ciszy.
Żadna z nas nie miała nic do powiedzenia. Po kilkunastu minutach rozeszłyśmy się. Każda w swoją stronę. Gdy dotarłam do pokoju postanowiłam przejść do odrestaurowywania go. Zmieniłam łóżko na większe, całe w kolorze białym z kotarami, które były wykonane z bardzo cienkiego i niemalże przejrzystego materiału. Ściany zostawiłam takie jakie wcześniej były, a podłogę... trochę pod szlifowałam. Pomieszczenie było całkiem duże, ale puste.
Punkt centralny stanowiło łóżko i niewielka szafa.
W oczy rzuciły mi się drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Podeszłam do nich po czym pociągnęłam za klamkę, a gdy się otworzyły można by powiedzieć, że moja szczęka znajdowała się w okolicach podłogi. Toaleta była urządzona w iście królewskim stylu. Spodziewałam się, że ten pokój także będzie zaniedbany tak jak ten, w którym miałam mieszkać, a jednak się pomyliłam. Drewniane panele lśniły czystością, a na nich leżał biały i puchaty dywan.
Na ścianie wisiało lustro w eleganckiej oprawie, a pod nim znajdował się zlew. Nie było można też zapomnieć o wannie, która była pod baldachimem. W kącie pomieszczenia stało okno oraz niewielka szafka (nie wiem jak to nazwać dop.autorka). Czułam się jak jakaś piep*zona księżniczka, a nie nastoletnia czarownica. Tutaj wszystko zdawało się być... idealne i dopracowane.
Wyszłam stamtąd uprzednio zamykając drzwi.
Czułam się... dziwnie? To chyba dobre określenie. Padłam na swoje zmienione łóżko i z satysfakcją stwierdziłam, że jest bardzo miękkie po czym zatopiłam twarz w poduszce. Leżałam tak kilkanaście sekund, aż poczułam, że się duszę, więc chcąc nie chcąc przewróciłam się na plecy. Patrzyłam bezmyślnie w baldachim oczyszczając swój umysł. Nie wiedziałam co robić, więc zaczęłam szperać w swojej walizce. Gdy nie mogłam znaleźć tego czego szukałam postanowiłam pójść na łatwiznę przyzywając słuchawki różdżką do siebie. Po chwili w mojej dłoni leżał owy sprzęt. W IMiBC nie było można używać takich sprzętów jak telefony i tak dalej, ale uczniowie nie chcieli tego tak zostawić, więc stworzyli sprytne zaklęcie, które przechodziło z pokolenia na pokolenie i po części umożliwiało korzystanie z takich mugolskich sprzętów. Włożyłam słuchawki do uszu po czym powiedziałam:
- Włącz się. - A w moich uszach od razu usłyszałam głos wokalisty jednego z moich ulubionych zespołów. Nickelback.
- Well it's midnight, damn right
We're wound up to tight
I've got a fist full of whiskey
The bottle just bit me... - przymknęłam oczy wsłuchując się w odgłosy gitary elektrycznej. Pstrykałam palcami w rytm piosenki. Chociaż w tych latach ten zespół jeszcze nie istniał to nie zmieniało faktów, że kochałam ich muzykę. Przesłuchałam chyba wszystkie piosenki należące do nich oraz Bon Jovi. Nie wiedziałam, kiedy ogarnął mnie sen. Spodziewałam się, że znowu zobaczę Damiana, ale jakie było moje zdziwienie, gdy stałam, latałam w bądź każdym razie egzystowałam pośród białej pustki. Rozglądałam się wkoło kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Nagle do moich uszu doleciały niebiańskie wręcz dźwięki. (https://www.youtube.com/watch?v=4U97Tp8ZLU8)
Przez chwilę miałam wrażenie, że to język rosyjski jednak po chwili stwierdziłam, iż to ukraiński. Nie wiedziałam co się dzieję i dlaczego słyszę ten głos.
On był taki... magiczny, doskonały. Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś tak pięknego. Nigdzie jednak nie widziałam właścicielki tego głosu. Jej śpiew był jak miód dla uszu. Słuchając go czułam rozlewające się ciepło po moim ciele. Mimowolnie przymknęłam oczy z przyjemności. Nagle zapadła cisza. Natychmiast otworzyłam oczy rozglądając się wkoło. Napięłam mięśnie spodziewając się ataku lub czegoś w tym rodzaju, ale jedyne co usłyszałam to głośne bicie mojego serca.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się z powrotem w swoim pokoju. W tej samej chwili usłyszałam piosenkę AC/DC:
- Cause I'm back
Yes, I'm back
Well, I'm back
Yes, I'm back
Well, I'm back, back... - to się nazywa wyczucie czasu.
- Wyłącz się - powiedziałam, a muzyka od razu przestała grać. Wyjęłam słuchawki z uszu i znowu zaczęłam bezsensownie wpatrywać się w sufit. Ten sen był dziwny. Znaczy, ja ogółem zawsze miałam dziwne sny. Zazwyczaj ktoś mnie mordował, torturował, a ja zazwyczaj uciekałam i rzadko, kiedy udawało mi się ujść z życiem. Jednak ten był inny. W pełni kontrolowałam swoje ruchy, byłam w swoim ciele co rzadko się zdarzało w snach, które miałam kiedyś.
Kompletnie nie wiedziałam co robić.
Miałam mętlik w głowie i nie mogłam uspokoić swoich myśli. Wstałam z łóżka, a następnie ruszyłam ku drzwiom. Postanowiłam, że przejdę się trochę po tej... rezydencji. Zbiegłam szybko po schodach i stanęłam przed dosyć długim rzędem drzwi. Spojrzałam niepewnie na pierwsze, lecz uświadomiłam sobie, że takie łażenie po pokojach byłoby niekulturalne z mojej strony. Zwłaszcza, że dla profesor Mcgonagall jestem całkowicie obcą osobą. Stałam tak zastanawiając się co zrobić, kiedy usłyszałam kroki. Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam właścicielkę tego domu. Spojrzała na mnie bystro po czym zapytała:
- Potrzebujesz czegoś Adrianno?
- W zasadzie to tak. Bardzo chciałabym zobaczyć jakie materiały będą na SUM-ach. Wie pani, książki czy coś w tym stylu. Myślę, że nauka w mojej dawnej szkole troszeczkę różni się trochę od tej w Hogwarcie. Chciałabym się przygotować. - Szarooka zmarszczyła delikatnie brwi.
- Oczywiście. Przejdźmy do salonu. - Kiwnęłam głową ruszając za czarownicą. Po kilkunastu sekundach znalazłyśmy się w przestronnym pomieszczeniu. Kobieta wskazała mi dłonią abym usiadła na kanapie. Wykonałam jej polecenie, a ona wyjęła różdżkę po czym używając magii niewerbalnej przyzwała do siebie kilkadziesiąt ksiąg i zaczęła mówić.
- SUM-y jak pewnie wiesz to testy pisane w piątej klasie, które sprawdzają wiedzę ucznia z transmutacji, zaklęć, eliksirów, astronomii, obrony przed czarną magią, zielarstwa, historii magii i dziedzin jakie on sam sobie wybrał. Na początku wybierz, które z dodatkowych zajęć chciałabyś pisać test. - Zamyśliłam się przez chwilę. W IMiBC nie mieliśmy takich zajęć jak Numerologia, a ja z pewnością jej bym nie zrozumiała, więc postanowiłam wybrać te, w których raczej bym sobie poradziła.
- Wróżbiarstwo - odpowiedziałam. Co prawda nigdy w życiu nie uczyłam się Wróżbiarstwa, czasami tylko coś czytałam o tym w książkach, ale chciałam... w zasadzie nie wiem czemu je wybrałam. Chyba po prostu ciekawość wzięła górę.
- Dobrze. Tutaj masz książki od pierwszego do piątego roku ze wszystkich przedmiotów. Wątpię, żebyś miała jakiekolwiek problemy z nauką, ale warto sobie przypomnieć. Na testach będą zajęcia teoretyczne i praktyczne. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytała na koniec uprzejmie.
- Raczej nie. Przepraszam za zrobienie kłopotu - odrzekłam grzecznie. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się w pokoju na górze i przeglądałam książki z klas pierwszych. Większość rzeczy znałam, więc nie widziałam problemu. Gdy zaczęło się robić ciemno zapaliłam lampkę, która nie wiadomo skąd pojawiła się obok łóżka i dalej przypominałam sobie wszystkie zaklęcia bądź inne ważne rzeczy. Już trochę znużona czytaniem podręcznika od historii magii spojrzałam na zegar i moje oczy niemalże wyszły z orbit. Była już dwudziesta trzecia, a ja dzisiaj miałam wykonać swój plan.
Zmieniłam swoje ubranie na to, w którym jechałam motocyklem tylko, że tym razem nałożyłam skórzaną kurtkę. Upewniłam się, iż miałam przy sobie wszystko co potrzebne teleportowałam się do zaułka, który wcześniej znalazłam. Ulice były niemalże puste dlatego, że panowała teraz godzina policyjna.
- Invisibilis magicae - wyszeptałam natychmiast stając się niewidzialną. Rozejrzałam się czy nikt nie idzie po czym wyszłam ze swojej kryjówki wyciągając od razu różdżkę którą skierowałam na siebie i używając zaklęcia Control Aeris przeniosłam się i "stanęłam" w powietrzu. Wolną ręką sięgnęłam do mojej podręcznej torebki szukając specjalnego pędzla. Pamiętam, gdy dostałam go kiedyś od kolegi, który jako jedyny wiedział, że to ja byłam autorką tych wszystkich kawałów. Uznał, że mi się przyda. Miał rację. Teraz się przydaję.
Zaczęłam "malować" pędzlem po Pałacu Kultury pisząc wielkimi literami: "NADCHODZI KRES PANOWANIA KOMUNISTÓW-MORDERCÓW! MOŻECIE ZABIĆ NAS, ALE NIE ZABIJACIE NASZEJ WIARY! NIECH ŻYJE WOLNA POLSKA!"
Gdy skończyłam "zleciałam" na dół nie mogąc doczekać się efektów.
Myślicie pewnie, że jakie efekty skoro nie miałam farby. Otóż ten pędzel jej nie potrzebował. Wystarczyło napisać coś na jakiejś powierzchni, a wiadomość pojawiała się po kilku godzinach. W ten sposób nie musiałam ryzykować zostania złapaną i co nie podlega wątpliwości, bycia torturowaną przez tych komunistów. Patrzyłam z dumą na swoje dzieło, którego tak naprawdę, nie było teraz widać. Jak bardzo chciałabym ujrzeć miny tych komunistów, gdy zobaczą ten napis.
Zadowolona z siebie przeniosłam się z powrotem do Anglii.
Zgasiłam światło po czym poszłam do łazienki zabierając ze sobą rzeczy potrzebne do higieny osobistej. Odkręciłam wodę, a podczas gdy ona leciała ja myłam zęby wciąż myśląc o Polsce i o swoim dziele. Wyplułam do zlewu zawartość swojej jamy ustnej po czym podbiegłam do wanny zakręcając kurek. Woda natychmiast przestała lecieć, a ja zaczęłam zdejmować ubrania.
Chwilę później już byłam w ciepłej wodzie.
Odchyliłam głowę lekko do tyłu opierając się o krawędź wanny. Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki już ubrana w swoją pidżamę, która składała się z sięgającej do połowy uda koszulki z zespołem AC/DC i krótkich, ale to bardzo krótkich spodenek. Od razu położyłam się do łóżka i niemalże natychmiast ogarnął mnie sen.
- Spokojnie. Jego już nie ma. Nic ci nie zrobię - rzekł wyciągając dłoń w moją stronę. Niepewnie jej dotknęłam jednak nic się nie stało. Posłał mi delikatny, uspokajający uśmiech.
- On ci nic nie zrobi, ale ja tak. - W tej samej chwili ciało Damiana rozpadło się na kawałeczki. Zdusiłam w sobie okrzyk. Za nim stał Iwanow cały obryzgany krwią. Patrzył na mnie swoim szaleńczym wzrokiem uśmiechając się prowokacyjnie. Próbując zachować spokojny ton zaczęłam mówić raczej sama do siebie:
- Jesteś fikcją. To tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę. Ty nie jesteś prawdziwy - powtarzałam jak mantrę, ale przerwał mi jego szaleńczy śmiech. Wtedy zobaczyłam jak blisko mnie jest. Wstrzymałam oddech mocno zaciskając zęby, gdy przejechał mi swoją dłonią po policzku.
- Masz rację. Jestem fikcją i to koszmar, z którego się wybudzisz, ale za nim to nastąpi... mamy jeszcze dużo czasu na zabawę, Ari. - Wtedy wszystko zaczęło blaknąć, robić się niewyraźne. W tej samej chwili się obudziłam.
- O to nie musisz się martwić, Adrienne. Profesor Dumbledore rzucił specjalne zaklęcie na naszą szkołę dzięki czemu, jak tylko wrócisz do przyszłości wszyscy ludzie, którzy uczyli się razem tobą zapomną o tym, że kiedykolwiek poznali osobą o imieniu Adrianne Orłowska.* - Wytłumaczyła mi spokojnie na, co ja niepewnie pokiwałam głową.
- Rozumiem, ale co z SUMami? Chyba będę musiała je zdawać tak? - Zadałam kolejne dręczące mnie pytanie.
- Niekoniecznie. Nie zostajesz tu przecież na zawsze, prawda? Chociaż, jeśli chcesz to jest możliwość napisania SUMów. - Zastanowiłam się przez chwilę. W IMiBC mieliśmy tylko jeden egzamin i to pod koniec siódmego roku. Poza tym byłam całkiem niezła w nauce. W dodatku chciałam zobaczyć czego nauczyłam się przez całe moje życie i dwa miesiące szkolenia.
- Skoro tak to chciałabym zdawać SUMy - widząc zdziwioną minę Mcgonagall dodałam - Przecież sama pani powiedziała, iż nie zostanę tu na zawsze. No, chyba, że umrę to tu zostanę pochowana, ale skoro i tak nie jest to takie NA POWAŻNIE to chciałabym spróbować. Dowiedziałabym się czy lata mojej nauki nie poszły na marne. - Kobieta przeszyła mnie zaintrygowanym spojrzeniem po czym odpowiedziała.
- Dobrze, przejdziesz przez te testy tak jak inni uczniowie. Będzie komisja oraz nauczyciele z Hogwartu. Test odbędzie się pierwszego sierpnia. Będziesz miała trochę czasu na powtórzenie materiału. - Już stała przy drzwiach jednak odwróciła się po raz ostatni.
- Jesteś niezwykle ciekawą osobą Adrianno. Wątpię, żeby inny uczeń na twoim miejscu chciałby pisać SUMy. Kolacja jest za godzinę, nie spóźnij się - mówiąc to wyszła z pokoju. Gdy kroki na schodach ucichły całkowicie rzuciłam się na łóżku. W co ja się wpakowałam. SUMy, szkoła, a w międzyczasie szukanie horkruksów. Na brak wrażeń to ja nie mogłam narzekać. Podniosłam rękę do góry i zaczęłam się wpatrywać w srebrny pierścień dumnie spoczywający na moim palcu. W mojej misji nie chodziło tylko o to by uratować dosyć sporą ilość ludzi wliczając w to moją rodzinę. Chciałam trochę poprawić sytuację w Polsce gdzie panowali teraz ci mordercy-komuniści.
Mimowolnie zacisnęłam mocniej pięści myśląc o nich. Nienawidziłam Rosjan najbardziej na świecie. Może nie powinnam wrzucać wszystkich do jednego worka, lecz bądźmy szczerzy. Co byście myśleli i robili na moim miejscu? Potrafilibyście przebaczyć swoim katom, którzy zamordowali waszą rodzinę, a was traktowali jak bezwartościowe, podrzędne istoty znęcając się nad wami nawet po śmierci? Rosjanie pozwolili by Polska była wyniszczana kawałek po kawałku. Po rzekomym "końcu komunizmu" było jeszcze gorzej. W rządzie zasiedli zdrajcy ojczyzny dla, których najważniejsze były pieniądze. Miałam szanse pomóc mojej ojczyźnie i nie zamierzałam jej nie wykorzystać.
Ludzie umierali, bo chcieli Polskę wolną i suwerenną.
Ja zamierzałam dopełnić ich dzieła, aby śmierć tych wspaniałych Polaków nie poszła na marne. Nadejdzie czas zmian. Wszystko się zmieni, a raczej miałam taką nadzieję. Westchnęłam ciężko. Będę musiała nie długo zacząć wcielać swój plan w życie, bo jak tak dalej pójdzie to na planowaniu się skończy. A ludzie muszą usłyszeć prawdę! Żołnierze Wyklęci, Katyń, Treblinka... nie mogę tak tego zostawić. Postanowiłam, że dzisiaj w nocy zacznę. Co raz bardziej urozmaicam swój grafik dnia. Teraz doszło do tego, że będę rozpowszechniała prawdę w Polsce. Anonimowo oczywiście.
Muszę wszystko dokładnie opracować.
Wyciągnęłam różdżką po czym przyzwałam do siebie specjalną mapę, którą dostałam kiedyś od Sylwii. Brzydziłam się tą dziewczyną, ale nie mogłam narzekać na ten prezent. Był bardzo przydatny, gdy chciałam gdzieś się przenieść bądź pojechać, a nie znałam tego miejsca.
- Warszawa, Plac Defilad - powiedziałam dotykając palcem miejsca na mapie gdzie znajdowała się stolica i zamiast ścian pokoju zobaczyłam Plac Defilad. Nigdzie nie było ludzi, ale wszystko było idealnie zobrazowane. Gdybym nigdy wcześniej nie korzystała z tego urządzenia pewnie bym uwierzyła, iż naprawdę jestem w Warszawie. Zaczęłam się przechadzać ulicami szukając idealnego miejsca. To miasto zdecydowanie różniło się od tego, które widziałam w przyszłości. Tu wszystko było... stalinowskie. Chcąc nie chcąc zacisnęłam pięści. Miejsce gdzie chciałam wypełnić swój plan musiało być duże. Muszą na nim skupiać się wszystkie spojrzenia. Pałac Kultury!
Od razu skierowałam swój wzrok na tą ogromną budowlę. Będzie idealna.
Teraz musiałam znaleźć miejsce, w którym bez przeszkód będę się mogła teleportować. Jakiś zaułek czy coś w tym stylu. Zaczęłam się rozglądać nie stając w miejscu. Po kilku minutach znalazłam mój punkt teleportacji, na który raczej nikt nie będzie zwracał uwagi. Teraz mogłam wracać.
- Rzeczywistość. - Po wypowiedzeniu tych słów znów znalazłam się w MOIM pokoju.
Schowałam mapę do walizki i rozejrzałam się po pomieszczeniu przydałoby się tutaj coś zmienić. Jednak przypomniałam sobie, że będę musiała najpierw spytać o pozwolenie profesor Mcgonagall.
W końcu to jej dom.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do ogromnego okna. Delikatnie przejechałam palcami po, już śnieżnobiałej ramie wpatrując się jednocześnie w krajobraz. Wszędzie były drzewa. Nie kończące się pola zielonego lasu nieustannie przypominały mi o moim prawdziwym domu w Polsce, którego teraz nie miałam. Teraz nie miałam nic, Iwanow mi odebrał wszystko. Rodzinę, dom, radość.
W końcu będę miała szansę się odwdzięczyć.
Pociągnęłam za małą klamkę, a do pomieszczenia od razu wleciał przyjemny, chłodny wiatr. Usiadłam pozwalając nogom swobodnie zwisać w dół. Byłam jakieś kilkanaście metrów nad ziemią i mogłam spaść, bo nie było tu żadnych zabezpieczeń, ale nie przejmowałam się tym tylko przymknęłam oczy delektując się promieniami słońca, które padały na moją twarz.
Słyszałam z tak dalekiej odległości jak konik polny wygrywa swoją melodię na jakiejś polanie.
Słyszałam jak wiewiórka biega po gałęzi, a następnie chowa się do swojej dziupli. Słyszałam nawet trzepot skrzydeł motyla! Wykorzystywałam swoje moce i wsłuchiwałam się w odgłosy natury.
Nagle usłyszałam cichy trzask w pokoju.
Drgnęłam i obróciłam się chcąc zobaczyć co wydało ten dźwięk. Zobaczyłam Kasztanka po czym wstałam, a on pisnął:
- Pani Minerwa mówi, żeby pani Adrianna zeszła na dół.
- Mów mi po imieniu. Powiedz profesor Mcgonagall, że już schodzę. - Skrzat jedynie wytrzeszczył oczy po czym niepewnie kiwnął głową po czym się aportował. Zamknęłam okno i wyszłam z pokoju. Zbiegłam po schodach mimowolnie zerkając przy tym przez okno. Uwielbiałam widok lasu i nic nie mogłam na to poradzić. Gdy byłam na dole pociągnęłam za klamkę po czym przeszłam przez salon i wyostrzyłam słuch. Nie wiedziałam gdzie była kuchnia, więc musiałam zdać się na swój instynkt. Usłyszałam oddech Mcgonagall zza drzwi stojących na przeciwko mnie.
Te moce były bardzo przydatne, ale nigdy nie zapomnę jaką cenę musiałam za nie zapłacić.
Chcąc nie chcąc wzdrygnęłam się. Te wspomnienia były bardzo bolesne. W sensie fizycznym jak i psychicznym. Weszłam do kuchni. Pomieszczenie było średniej wielkości i wyglądało całkiem przyjemnie. Tutaj też, praktycznie wszystkie meble zostały wykonane z drewna. Ściany były kremowe i chyba tylko w tym pomieszczeniu nie było obrazów. W moje oczy rzuciła się profesor Mcgonagall w... letniej sukience?! W rzeczy samej. Kobieta miała na sobie sięgającą trochę przed kolano błękitną sukienkę na ramiączkach, która idealnie podkreślała jej atuty. Jednak włosy wciąż miała upięte w ciasnego koka. Przywitałam się z nią po czym razem zasiadłyśmy do stołu po czym zaczęłyśmy jeść kolację. Nie znałam się zbytnio na angielskiej kuchni, ale to co jadłam było pyszne.
Postanowiłam przerwać trochę niezręczną ciszę i zapytałam:
- Czy jest możliwość, że będę mogła trochę zmienić wygląd pokoju, w którym będę mieszkać w te wakacje? - Szarooka spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Oczywiście z tego pokoju i tak nikt już nie korzystał od... wielu lat, więc raczej to nie będzie problem - odrzekła wracając do konsumpcji deseru. Pokiwałam głowę i także zajęłam się jedzeniem. Posiłek minął w ciszy.
Żadna z nas nie miała nic do powiedzenia. Po kilkunastu minutach rozeszłyśmy się. Każda w swoją stronę. Gdy dotarłam do pokoju postanowiłam przejść do odrestaurowywania go. Zmieniłam łóżko na większe, całe w kolorze białym z kotarami, które były wykonane z bardzo cienkiego i niemalże przejrzystego materiału. Ściany zostawiłam takie jakie wcześniej były, a podłogę... trochę pod szlifowałam. Pomieszczenie było całkiem duże, ale puste.
Punkt centralny stanowiło łóżko i niewielka szafa.
W oczy rzuciły mi się drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. Podeszłam do nich po czym pociągnęłam za klamkę, a gdy się otworzyły można by powiedzieć, że moja szczęka znajdowała się w okolicach podłogi. Toaleta była urządzona w iście królewskim stylu. Spodziewałam się, że ten pokój także będzie zaniedbany tak jak ten, w którym miałam mieszkać, a jednak się pomyliłam. Drewniane panele lśniły czystością, a na nich leżał biały i puchaty dywan.
Na ścianie wisiało lustro w eleganckiej oprawie, a pod nim znajdował się zlew. Nie było można też zapomnieć o wannie, która była pod baldachimem. W kącie pomieszczenia stało okno oraz niewielka szafka (nie wiem jak to nazwać dop.autorka). Czułam się jak jakaś piep*zona księżniczka, a nie nastoletnia czarownica. Tutaj wszystko zdawało się być... idealne i dopracowane.
Wyszłam stamtąd uprzednio zamykając drzwi.
Czułam się... dziwnie? To chyba dobre określenie. Padłam na swoje zmienione łóżko i z satysfakcją stwierdziłam, że jest bardzo miękkie po czym zatopiłam twarz w poduszce. Leżałam tak kilkanaście sekund, aż poczułam, że się duszę, więc chcąc nie chcąc przewróciłam się na plecy. Patrzyłam bezmyślnie w baldachim oczyszczając swój umysł. Nie wiedziałam co robić, więc zaczęłam szperać w swojej walizce. Gdy nie mogłam znaleźć tego czego szukałam postanowiłam pójść na łatwiznę przyzywając słuchawki różdżką do siebie. Po chwili w mojej dłoni leżał owy sprzęt. W IMiBC nie było można używać takich sprzętów jak telefony i tak dalej, ale uczniowie nie chcieli tego tak zostawić, więc stworzyli sprytne zaklęcie, które przechodziło z pokolenia na pokolenie i po części umożliwiało korzystanie z takich mugolskich sprzętów. Włożyłam słuchawki do uszu po czym powiedziałam:
- Włącz się. - A w moich uszach od razu usłyszałam głos wokalisty jednego z moich ulubionych zespołów. Nickelback.
- Well it's midnight, damn right
We're wound up to tight
I've got a fist full of whiskey
The bottle just bit me... - przymknęłam oczy wsłuchując się w odgłosy gitary elektrycznej. Pstrykałam palcami w rytm piosenki. Chociaż w tych latach ten zespół jeszcze nie istniał to nie zmieniało faktów, że kochałam ich muzykę. Przesłuchałam chyba wszystkie piosenki należące do nich oraz Bon Jovi. Nie wiedziałam, kiedy ogarnął mnie sen. Spodziewałam się, że znowu zobaczę Damiana, ale jakie było moje zdziwienie, gdy stałam, latałam w bądź każdym razie egzystowałam pośród białej pustki. Rozglądałam się wkoło kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Nagle do moich uszu doleciały niebiańskie wręcz dźwięki. (https://www.youtube.com/watch?v=4U97Tp8ZLU8)
Przez chwilę miałam wrażenie, że to język rosyjski jednak po chwili stwierdziłam, iż to ukraiński. Nie wiedziałam co się dzieję i dlaczego słyszę ten głos.
On był taki... magiczny, doskonały. Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś tak pięknego. Nigdzie jednak nie widziałam właścicielki tego głosu. Jej śpiew był jak miód dla uszu. Słuchając go czułam rozlewające się ciepło po moim ciele. Mimowolnie przymknęłam oczy z przyjemności. Nagle zapadła cisza. Natychmiast otworzyłam oczy rozglądając się wkoło. Napięłam mięśnie spodziewając się ataku lub czegoś w tym rodzaju, ale jedyne co usłyszałam to głośne bicie mojego serca.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się z powrotem w swoim pokoju. W tej samej chwili usłyszałam piosenkę AC/DC:
- Cause I'm back
Yes, I'm back
Well, I'm back
Yes, I'm back
Well, I'm back, back... - to się nazywa wyczucie czasu.
- Wyłącz się - powiedziałam, a muzyka od razu przestała grać. Wyjęłam słuchawki z uszu i znowu zaczęłam bezsensownie wpatrywać się w sufit. Ten sen był dziwny. Znaczy, ja ogółem zawsze miałam dziwne sny. Zazwyczaj ktoś mnie mordował, torturował, a ja zazwyczaj uciekałam i rzadko, kiedy udawało mi się ujść z życiem. Jednak ten był inny. W pełni kontrolowałam swoje ruchy, byłam w swoim ciele co rzadko się zdarzało w snach, które miałam kiedyś.
Kompletnie nie wiedziałam co robić.
Miałam mętlik w głowie i nie mogłam uspokoić swoich myśli. Wstałam z łóżka, a następnie ruszyłam ku drzwiom. Postanowiłam, że przejdę się trochę po tej... rezydencji. Zbiegłam szybko po schodach i stanęłam przed dosyć długim rzędem drzwi. Spojrzałam niepewnie na pierwsze, lecz uświadomiłam sobie, że takie łażenie po pokojach byłoby niekulturalne z mojej strony. Zwłaszcza, że dla profesor Mcgonagall jestem całkowicie obcą osobą. Stałam tak zastanawiając się co zrobić, kiedy usłyszałam kroki. Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam właścicielkę tego domu. Spojrzała na mnie bystro po czym zapytała:
- Potrzebujesz czegoś Adrianno?
- W zasadzie to tak. Bardzo chciałabym zobaczyć jakie materiały będą na SUM-ach. Wie pani, książki czy coś w tym stylu. Myślę, że nauka w mojej dawnej szkole troszeczkę różni się trochę od tej w Hogwarcie. Chciałabym się przygotować. - Szarooka zmarszczyła delikatnie brwi.
- Oczywiście. Przejdźmy do salonu. - Kiwnęłam głową ruszając za czarownicą. Po kilkunastu sekundach znalazłyśmy się w przestronnym pomieszczeniu. Kobieta wskazała mi dłonią abym usiadła na kanapie. Wykonałam jej polecenie, a ona wyjęła różdżkę po czym używając magii niewerbalnej przyzwała do siebie kilkadziesiąt ksiąg i zaczęła mówić.
- SUM-y jak pewnie wiesz to testy pisane w piątej klasie, które sprawdzają wiedzę ucznia z transmutacji, zaklęć, eliksirów, astronomii, obrony przed czarną magią, zielarstwa, historii magii i dziedzin jakie on sam sobie wybrał. Na początku wybierz, które z dodatkowych zajęć chciałabyś pisać test. - Zamyśliłam się przez chwilę. W IMiBC nie mieliśmy takich zajęć jak Numerologia, a ja z pewnością jej bym nie zrozumiała, więc postanowiłam wybrać te, w których raczej bym sobie poradziła.
- Wróżbiarstwo - odpowiedziałam. Co prawda nigdy w życiu nie uczyłam się Wróżbiarstwa, czasami tylko coś czytałam o tym w książkach, ale chciałam... w zasadzie nie wiem czemu je wybrałam. Chyba po prostu ciekawość wzięła górę.
- Dobrze. Tutaj masz książki od pierwszego do piątego roku ze wszystkich przedmiotów. Wątpię, żebyś miała jakiekolwiek problemy z nauką, ale warto sobie przypomnieć. Na testach będą zajęcia teoretyczne i praktyczne. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytała na koniec uprzejmie.
- Raczej nie. Przepraszam za zrobienie kłopotu - odrzekłam grzecznie. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się w pokoju na górze i przeglądałam książki z klas pierwszych. Większość rzeczy znałam, więc nie widziałam problemu. Gdy zaczęło się robić ciemno zapaliłam lampkę, która nie wiadomo skąd pojawiła się obok łóżka i dalej przypominałam sobie wszystkie zaklęcia bądź inne ważne rzeczy. Już trochę znużona czytaniem podręcznika od historii magii spojrzałam na zegar i moje oczy niemalże wyszły z orbit. Była już dwudziesta trzecia, a ja dzisiaj miałam wykonać swój plan.
Zmieniłam swoje ubranie na to, w którym jechałam motocyklem tylko, że tym razem nałożyłam skórzaną kurtkę. Upewniłam się, iż miałam przy sobie wszystko co potrzebne teleportowałam się do zaułka, który wcześniej znalazłam. Ulice były niemalże puste dlatego, że panowała teraz godzina policyjna.
- Invisibilis magicae - wyszeptałam natychmiast stając się niewidzialną. Rozejrzałam się czy nikt nie idzie po czym wyszłam ze swojej kryjówki wyciągając od razu różdżkę którą skierowałam na siebie i używając zaklęcia Control Aeris przeniosłam się i "stanęłam" w powietrzu. Wolną ręką sięgnęłam do mojej podręcznej torebki szukając specjalnego pędzla. Pamiętam, gdy dostałam go kiedyś od kolegi, który jako jedyny wiedział, że to ja byłam autorką tych wszystkich kawałów. Uznał, że mi się przyda. Miał rację. Teraz się przydaję.
Zaczęłam "malować" pędzlem po Pałacu Kultury pisząc wielkimi literami: "NADCHODZI KRES PANOWANIA KOMUNISTÓW-MORDERCÓW! MOŻECIE ZABIĆ NAS, ALE NIE ZABIJACIE NASZEJ WIARY! NIECH ŻYJE WOLNA POLSKA!"
Gdy skończyłam "zleciałam" na dół nie mogąc doczekać się efektów.
Myślicie pewnie, że jakie efekty skoro nie miałam farby. Otóż ten pędzel jej nie potrzebował. Wystarczyło napisać coś na jakiejś powierzchni, a wiadomość pojawiała się po kilku godzinach. W ten sposób nie musiałam ryzykować zostania złapaną i co nie podlega wątpliwości, bycia torturowaną przez tych komunistów. Patrzyłam z dumą na swoje dzieło, którego tak naprawdę, nie było teraz widać. Jak bardzo chciałabym ujrzeć miny tych komunistów, gdy zobaczą ten napis.
Zadowolona z siebie przeniosłam się z powrotem do Anglii.
Zgasiłam światło po czym poszłam do łazienki zabierając ze sobą rzeczy potrzebne do higieny osobistej. Odkręciłam wodę, a podczas gdy ona leciała ja myłam zęby wciąż myśląc o Polsce i o swoim dziele. Wyplułam do zlewu zawartość swojej jamy ustnej po czym podbiegłam do wanny zakręcając kurek. Woda natychmiast przestała lecieć, a ja zaczęłam zdejmować ubrania.
Chwilę później już byłam w ciepłej wodzie.
Odchyliłam głowę lekko do tyłu opierając się o krawędź wanny. Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki już ubrana w swoją pidżamę, która składała się z sięgającej do połowy uda koszulki z zespołem AC/DC i krótkich, ale to bardzo krótkich spodenek. Od razu położyłam się do łóżka i niemalże natychmiast ogarnął mnie sen.
Sen:
Byłam na strasznie wysokiej górze.
Moja biała suknia jak zwykle powiewała na wietrze. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Damiana. Nagle zobaczyłam znajomą blond czuprynę kilkanaście metrów przede mną. Stał do mnie tyłem wpatrując się w jakiś punkt znajdujący się przed nim. Zmarszczyłam brwi po czym ruszyłam w jego kierunku chcąc się przywitać. Kiedy stałam tuż za nim, on odwrócił się, ale zamiast typowego dla niego, radosnego uśmiechu zobaczyłam twarz Iwanowa wykrzywioną w sadystycznym uśmiechu. Moje oczy rozszerzały się w geście przerażenia. Nagle poczułam jak spycha mnie z krawędzi. Chciałam złapać ramię tego mordercy, jednak natrafiłam na powietrze.
Zaczęłam spadać z ogromną szybkością.
Zacisnęłam mocno oczy chcąc wybudzić się z tego koszmaru chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Nagle poczułam straszliwy ból. Chciałam krzyczeć, lecz z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. W każdy milimetr mojego ciała był wbity długi oraz gruby gwóźdź. Czułam jak przebijają mi głowę, oczy, gardło, ręce, nogi. Wszystko. Po moich policzkach zaczęło coś spływać. Były to łzy bólu wymieszane z krwią. Nic nie widziałam, nie mogłam nic powiedzieć, nie mogłam umrzeć. Jedyne co mogłam zrobić to błagać w myślach, żeby to się skończyło. W tej samej chwili usłyszałam mrożący krew w żyłach śmiech tego popapranego mordercy.
- I co Adrianno, stęskniłaś się za mną? Nie odpowiesz? Od kiedy jesteś taka małomówna? - mówiąc to parsknął ironicznym śmiechem, a ja próbowałam zaczerpnąć chociaż jednak głęboki oddech, lecz było to zbyt bolesne, więc musiałam się zadowolić urywanymi i płytkimi oddechami, które sprawiały mi trochę mniejszy ból.
- Nie wiesz, że starszym się odpowiada? Już ja cię nauczę szacunku. - Nagle poczułam jak serki nowych gwoździ przebijają moje gardło, z którego nie wiem jakim cudem wydobył się wrzask bólu. Nowe łzy zaczęły wypływać jeszcze większymi ilościami z moich oczodołów. Nie mogłam ich powstrzymać. Cudem zdołałam wycharczeć:
- Żałosny sku*wiel! - Kolejna dawka bólu oraz łez. Już sama nie wiem co bolało bardziej. To jak wbijał we mnie te żelazne pręty czy wrzaski przy, których lała się niewyobrażalna ilość krwi. Nagle to wszystko zniknęło, a ja znalazłam się na polanie nie skalana swoją krwią.
Natychmiast wstałam i zobaczyłam swojego brata, który uśmiechał się radośnie.
Nie wiele myśląc zaczęłam uciekać. Słyszałam jego wołanie jednak nie zwracałam na to uwagi. Chciałam się wydostać z tego piep*zonego, świata fikcji. W jednej chwili poczułam jak coś mnie zatrzymuje obejmując mocno w talii. Zaczęłam się szarpać krzycząc przy tym niemiłosiernie. Nagle usłyszałam przy swoim uchu szept:
- Nie uciekaj, Adi. Nic ci nie zrobię. - Jednak ja nie zamierzałam w to uwierzyć. Nadal się szarpałam, ale on nie puszczał. W końcu się poddałam, a "mój brat" dopiero wtedy poluźnił uścisk. Gwałtownie od niego odskoczyłam, lecz blondyn spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem tych swoich ciepłych, orzechowych tęczówek. Patrzyłam na niego nieufnie. Już sama nie wiedziałam w co mam wierzyć.- Spokojnie. Jego już nie ma. Nic ci nie zrobię - rzekł wyciągając dłoń w moją stronę. Niepewnie jej dotknęłam jednak nic się nie stało. Posłał mi delikatny, uspokajający uśmiech.
- On ci nic nie zrobi, ale ja tak. - W tej samej chwili ciało Damiana rozpadło się na kawałeczki. Zdusiłam w sobie okrzyk. Za nim stał Iwanow cały obryzgany krwią. Patrzył na mnie swoim szaleńczym wzrokiem uśmiechając się prowokacyjnie. Próbując zachować spokojny ton zaczęłam mówić raczej sama do siebie:
- Jesteś fikcją. To tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę. Ty nie jesteś prawdziwy - powtarzałam jak mantrę, ale przerwał mi jego szaleńczy śmiech. Wtedy zobaczyłam jak blisko mnie jest. Wstrzymałam oddech mocno zaciskając zęby, gdy przejechał mi swoją dłonią po policzku.
- Masz rację. Jestem fikcją i to koszmar, z którego się wybudzisz, ale za nim to nastąpi... mamy jeszcze dużo czasu na zabawę, Ari. - Wtedy wszystko zaczęło blaknąć, robić się niewyraźne. W tej samej chwili się obudziłam.
Koniec snu
Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej.
Oddychałam ciężko i gwałtownie dotknęłam swojego gardła. Odetchnęłam z ulgą, gdy nie było zroszone krwią. Dopiero teraz spostrzegłam, że nie jestem sama w pokoju. Po obu moich stronach stali dyrektor Dumbledore ze zmarszczonym czołem jakby się nad czymś zastanawiał oraz profesor Mcgonagall z przerażeniem i jednocześnie ulgą wypisaną na twarzy.
- C-co się stało? - zapytałam zachrypniętym głosem. Dopiero wtedy poczułam jak wszystko mnie niemiłosiernie boli i mimowolnie syknęłam z bólu. Czarownica natychmiast wyczarowała jakąś szmatkę oraz naczynie z wodą po czym zaczęła mi przecierać twarz. Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero, gdy zobaczyłam jaki szmatka ma kolor. Krwistoczerwona. Zobaczyłam swoje odbicie w tafli wody i mało nie odskoczyłam. Pod moimi oczami widniały długie smugi zaschniętej krwi. Spojrzałam zdezorientowana na dwójkę nauczycieli.
- Czy to był... - spytałam trochę niewyraźnie jednak przerwał mi dyrektor patrząc na mnie współczującym spojrzeniem swoich błękitnych tęczówek.
- Tak, Adrianno. To był koszmar, ale nie ostatni. Będzie ich więcej.
.............................................................................................
*Komplikejted. Sama nie wiem, jak to logicznie wytłumaczyć, ale cii...
Witam!
Tą notkę dedykuję Norris, z którą łączy mnie dosyć sporo (pomińmy fakt, że na oczy jej nie widziałam) i która tak bardzo nie mogła się doczekać rozdziału i która pisze tak długie oraz za*ebiste komentarze, które wielbię. Przekaż pozdrowienia swojemu Tłuczkowi Do Mięsa! xd
Oł Dżidżyst Krajst... właśnie coś sobie uświadomiłam. Skoro teraz mam zaległości w dodawaniu rozdziałów (a są wakacje) to pomyślcie co będzie w roku szkolnym o.O ! Trzymajcie kciuki i błagajcie Merlina o litość dla mnie! A tak wg, stworzyłam nową zakładkę "Autorka", więc jak kogoś interesuje moja osoba to zachęcam do czytania i komentowania ewentualnie.
Oł Dżidżyst Krajst... właśnie coś sobie uświadomiłam. Skoro teraz mam zaległości w dodawaniu rozdziałów (a są wakacje) to pomyślcie co będzie w roku szkolnym o.O ! Trzymajcie kciuki i błagajcie Merlina o litość dla mnie! A tak wg, stworzyłam nową zakładkę "Autorka", więc jak kogoś interesuje moja osoba to zachęcam do czytania i komentowania ewentualnie.