,,Słabi nigdy nie potrafią przebaczać. Przebaczenie jest cnotą silnych." Mahatma Gandhi
..........................................................................................................
Ten dzień rozwiązał jedną z zagadek, które męczyły mój umysł.
..........................................................................................................
15 sierpnia, Hogwart
Ten dzień rozwiązał jedną z zagadek, które męczyły mój umysł.
Mogłabym zastanawiać się czy dobrze zrobiłam, ale byłabym głupia robiąc to. Wiedziałam, że postąpiłam odpowiednio. Tylko dlaczego czuję ból patrząc na tą twarz? Odpowiedź była prosta. Bo widziałam twarz mordercy.
Kilkanaście godzin wcześniej, Hogwart:
Szczerze mówiąc to teraz nie wiedziałam co mam robić.
Spotkanie z Potterem lekko mnie wytrąciło z równowagi. Wygadywał wtedy takie niestworzone rzeczy... nie dało się słuchać tej obłudy. A może to ja po prostu nie chciałam mu wierzyć? Nauczyłam się jednak, że zaufanie to bardzo cenna rzecz na, którą trzeba sobie zasłużyć. Nie można go zdobyć czegoś od tak. To jest coś pięknego, lecz bolesnego. Coś co można stracić w jednej chwili.
Zaczęłam przeglądać zdjęcia, które znalazłam w swojej torbie.
Spotkanie z Potterem lekko mnie wytrąciło z równowagi. Wygadywał wtedy takie niestworzone rzeczy... nie dało się słuchać tej obłudy. A może to ja po prostu nie chciałam mu wierzyć? Nauczyłam się jednak, że zaufanie to bardzo cenna rzecz na, którą trzeba sobie zasłużyć. Nie można go zdobyć czegoś od tak. To jest coś pięknego, lecz bolesnego. Coś co można stracić w jednej chwili.
Zaczęłam przeglądać zdjęcia, które znalazłam w swojej torbie.
Zawsze byłam sentymentalna. Mimo, iż patrzenie na tych ludzi sprawiało mi ból to nie zaprzestawałam tej czynności. Mimo, iż nie czułam się godna nawet o nich myśleć, myślałam. Wielokrotnie zastanawiałam się czy mogę być masochistką. Lubiłam się ranić patrząc na coś co straciłam jedynie przez własną głupotę. To mi przypominało, że nie mogę dwa razy popełnić tego samego błędu. Tym razem nie będę mogła się wahać ani chwili. Mimowolnie myślami powróciłam do tamtego momentu, w którym do teraz przeklinam się za swoją głupotę.
Retrospekcja:
Wszędzie była ciemność, ból i strach.
Deski drewnianej chatki przepuszczały niewiele światła. Widziałam tylko zarysy konkretnych postaci. Bałam się zrobić jakikolwiek ruch chociaż moje ciało zostało tak skatowane, że wątpiłam, żeby mi się udało ruszyć chociaż na milimetr. Serce waliło jak młotem. To była tylko chwilowa przerwa.
Tortury miały zacząć się już niedługo.
Mój nierówny oddech zagłuszał ciszę panującą w pomieszczeniu. Nagle poczułam jak ktoś delikatnie chwyta moją zakrwawioną dłoń ściskając ją pokrzepiająco.
- Mama? - wyszeptałam z trudem. Żebra bolały mnie niemiłosiernie, a każdy oddech powodował ogromny ból.
- Jestem tu córeczko. Jestem - odparła również szeptem nie chcąc obudzić naszych prześladowców. Leżałyśmy na podłodze wystraszone, bojąc się nadejścia nocy.
- Mamo... boję się... oni nas zabiją... zabiją... - mówiłam z trudem, lecz nie płakałam. Nie mogłam się tak upokorzyć, żeby uronić chociaż jedną łzę. To znaczyłoby, że wygrali. Że doprowadzili mnie do tak beznadziejnego stanu. To znaczyłoby, że się poddałam.
- Należymy do rodziny Orłowskich, Adrianno. A to zobowiązuje nas do odejścia z honorem. Choćby nie wiem, co, nie możemy dać im powodu do kpin. Umieramy jako ludzie dumni, a nie jako psy skomlące o łaskę. Pamiętaj, jesteśmy Polakami i mamy umrzeć jak Polacy. - W jej głosie wyraźnie słychać było powagę i świadomość z jaką mówi to słowa ściskając moją dłoń. Mama miała rację, jeśli mam umrzeć to, tylko i wyłącznie jako dumna Polka. Nagle zajaśniało światło. Musiałam zmrużyć oczy, aby zobaczyć cokolwiek. W tamtej chwili pragnęłam je jednak zamknąć. Cruel wyglądała na pozór normalnie gdyby nie ten sadystyczny uśmiech i te złowieszcze ogniki w oczach.
- No witam, witam! To kto dzisiaj będzie pierwszy? Hmm... może mamuśka, co? - I nie czekając na nic prostym zaklęciem rzuciła nią na drugi koniec pokoju. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ją tak traktowała. Zaczęłam powoli wstawać wciąż chwiejąc się na nogach jednak była Śmierciożerczyni nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi tylko kucnęła przy mojej matce.
- I co mugolko? Boli? Ale to zaboli bardziej - rzekła po czym wyciągnęła nóż (który był czaromagiczny, ale o tym potem dop.autorka) i z całej siły wbiła go w jej dłoń. Na co kobieta z trudem zdusiła okrzyk bólu. Tego było za wiele. Rzuciłam się w kierunku niczego nie spodziewającej się sadystki i zaczęłam ją dusić. Czułam jednocześnie nienawiść, wściekłość, ale i spokój, opanowanie. Z dziką satysfakcją patrzyłam na jej próby zaczerpnięcia powietrza, które kończyły się niepowodzeniem. Powoli odliczałam sekundy napawając się tą chwilą.
Kiedy już prawie była martwa usłyszałam jeszcze jak zdławionym głosem mówi:
- Zostaniesz morderczynią. - Ta chwila, w której się zawahałam, w której ją puściłam okazała się być najgorszym błędem mojego życia...
Potrząsnęłam głową chcąc przestać wspominać.
Teraz liczyło się to, że już nigdy nie okażę słabości względem ludzi. Muszę być twarda i bezwzględna. To jedyny sposób, żeby przeżyć. Czy jedyny? Wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Kto by pomyślał, że jeszcze kilka miesięcy temu moim największym zmartwieniem była trója z Zielarstwa na koniec roku? Dosyć dużo się zmieniło przez ten czas. Wstałam powoli z łóżka.
Tak bardzo chciałabym zobaczyć Damiana, rodziców i Anię.
Szkoda, że nie mam Kamienia Wskrzeszenia. Co ja bym dała, żeby zobaczyć ich chociaż raz. Tylko raz. Westchnęłam ciężko zmierzając w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz i zeszłam po obszernych, drewnianych schodach. Po kilku minutach dotarłam do Pokoju Wspólnego. Wyglądał tak przytulnie, rodzinnie. Fotele i kanapa obite w czerwoną skórę, poduszki, dywan oraz ściany także miały barwy Gryffindoru. Zważając na to, że już wcześniej jadłam obiad postanowiłam pójść do lasu.
Ostatnimi czasy cały czas mnie coś tam ciągnęło.
Podeszłam do kominka, otworzyłam tajne przejście po czym zbiegłam na dół. Kiedy już byłam na dworze, stałam się niewidzialna. Wolałabym, żeby nikt nie wiedział, że jak nie mam co robić to idę sobie biegać do Zakazanego Lasu. Normalnie brzmiało to głupio oraz nieodpowiedzialnie, ale nie dla mnie. Rzuciłam się biegiem w stronę tej niebezpiecznej puszczy. W ciągu kilkunastu, a może kilku sekund dotarłam na miejsce. Gdy byłam już głęboko schowana między drzewami wyszeptałam:
- Invisibilis magicae! - A następnie zmieniłam swą postać pędząc przed siebie.
Każdy mój zmysł był wyostrzony. Słyszałam śpiewanie ptaków nawet z najdalszego zakątka lasu. Moje oczy, a raczej ślepia, dostrzegały nawet najmniejszą rzecz. Zręcznie omijałam wszystkie przeszkody, które napotykałam na swojej drodze. W tej chwili czułam, że mogłam wszystko. Tak zajęta byłam bieganiem, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, kiedy dobiegłam na tak dobrze znaną mi polanę. Zmieniłam swoją postać po czym uśmiechnęłam się błogo patrząc na to miejsce skąpane w słonecznych promieniach. Położyłam się na trawie podziwiając niesamowite barwy nieba.
Nagle poczułam pieczenie na nadgarstku.*
W jednej chwili moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy przypomniałam sobie co to oznacza. Wstałam szybko po czym wyciągnęłam różdżkę, dotknęłam piekącego nadgarstka i natychmiast teleportowałam się w miejsce gdzie powinien znajdować się James. Usłyszałam krzyki i zobaczyłam zwijającego się na ziemi chłopaka.
- Petrificus Totalus! - Nie czekając ani chwili wycelowałam mój magiczny ośrodek mocy w osobę, która torturowała młodego Pottera. Przeciwnik natychmiast skamieniał, a ja podbiegłam do bruneta, który oddychał ciężko nie wstając z podłogi. Dopiero teraz zauważyłam, że leżał w kałuży brunatno-czerwonej cieczy, a rana znajdowała się na klatce piersiowej.
- Cholera! - Zaklęłam po czym szybkim zaklęciem przyciągnęłam do siebie napastnika i zamurowało mnie, gdy zobaczyłam... Dominikę!
- Adrianne...? - wyszeptał brązowooki kładąc dłoń na moim policzku. Zwróciłam swoje oczy w jego stronę i mimowolnie coś ścisnęło moje serce, gdy widziałam w jakim jest stanie.
- Tak, to ja. Nie martw się, zaraz przeniosę cię do szpitala. Będzie dobrze - mówiąc to użyłam prostego czaru i w ciągu sekundy jego klatka piersiowa została szczelnie obwiązana białymi bandażami, które i tak już po kilku sekundach nasiąkły krwią. Pomogłam mu wstać, złapałam Jastrzębską za rękę i teleportowałam się do św. Munga.
- Pomocy! - krzyknęłam i przypomniałam sobie, że identyczna sytuacja już kiedyś miała miejsce. Natychmiast podbiegli do mnie uzdrowiciele, a ludzie będący w poczekalni patrzyli się na mnie zszokowani. No racja, przecież jestem cholerną sensacją! Jeden z nich wyczarował czarodziejskie nosze i gdzieś się z nim teleportował, a drugi zaczął zadawać pytania.
- Wiesz jakimi zaklęciami dostał? - mówił szybko, a ja wiedząc, że jest to ważne odpowiadałam równie prędko, ale wyraźnie.
- Nie wiem, ale przypuszczam, że były to jakieś czarno-magiczne - odparłam zgodnie z prawdą, a mężczyzna przeniósł wzrok na moją byłą najlepszą przyjaciółkę, która wciąż była pod wpływem mojego czaru.
- Dlaczego ona się nie rusza? Kim ona w ogóle jest? - zapytał marszcząc brwi.
- Rzuciłam na nią zaklęcie pełnego porażenia ciała, bo prawie zabiłaby waszego obecnego pacjenta - odpowiedziałam na co on pokiwał głową i powiedział:
- Jeśli to prawda trzeba wezwać aurorów. Natychmiast - rzekł stanowczo.
- Nie zmyśliłabym czegoś takiego. - Szatyn spojrzał w moją stronę uważnie, a następnie westchnął.
- Możesz być spokojna. Twój kolega jest w dobrych rękach, niedługo przybędą aurorzy, więc jeśli możesz, poczekaj tutaj chwilę. - Niebieskooki chciał odejść, lecz zatrzymałam go.
- Czy nie powinniście poinformować jego rodziców o tym co się z nim dzieje? - spytałam, a on odpowiedział:
- Naturalnie, zostaną poinformowani. Nie martw się o to - rzekł po czym odszedł. Ledwo usiadłam na jedno z krzeseł, a już musiałam wstawać, bo przybyli wezwani czarodzieje.To się nazywa szybkość.
- O co chodzi? - zapytał jeden z nich uzdrowicielka, a on opowiedział mu to co ja mu powiedziałam. Po chwili wzrok aurorów skierował się na mnie.
- Czyli uważasz, że twoja koleżanka próbowała zabić Jamesa Pottera?
- Przecież gdyby tego nie zrobiła to bym państwa nie wzywała, prawda? - Ten tylko podniósł jedną brew w geście zaskoczenia, lecz przerwał mu inny auror. Był bardzo, bardzo wysoki, miał niewielki, spiczasty nos, dużo piegów, krótkie, rude włosy oraz jasno-brązowe oczy. Bardzo przypominał mi książkowy opis Ronalda Weasleya, ale nie miałam pewności, co do jego prawdziwej tożsamości.
- Wszystko nam opowiesz, ale najpierw musimy przetransportować ciebie i... ją do Ministerstwa Magii - mówiąc to podał mi ramię, a ja niepewnie je przyjęłam. Wszystko zaczęło wirować i po chwili wylądowałam w dosyć dużym pomieszczeniu gdzie panowały głównie ciemne odcienie błękitu. Pokój był idealny pod każdym względem. Znajdowały się tam dwa, duże okna, biurko wykonane z ciemnego drewna tak samo jak trzy krzesła stojące obok niego, podłoga lśniła czystością. Kiedy jakaś kobieta podniosła różdżkę skierowując ją w stronę Dominiki natychmiast zareagowałam.
- Niech pani uważa. Ona może w każdej chwili się teleportować bądź zrobić komuś krzywdę - powiedziałam ostrzegawczo. Brunetka spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Przecież ona ma dopiero... - zaczęła, lecz jej przerwałam.
- Ona jest Polką i skończyła piętnaście lat, a ten wiek w moim kraju oznacza pełnoletność i bez przeszkód może używać magii poza szkołą - rzekłam chłodnym tonem czym wszystkich zaskoczyłam.
- Ona ma rację, Kate. Nie przejmuj się tym, Adrienne. Oprócz pracowników Ministerstwa nikt inny nie może się tutaj teleportować - rudowłosy mężczyzna sam wyciągnął swoją różdżkę skierowując ją na Jastrzębską, zaczął coś szeptać pod nosem. Po chwili magiczny patyk Dominiki wylądował w jego dłoni, a właścicielka była skrępowana magicznymi linami. Mruknął jeszcze coś pod nosem, a po chwili szatynka zaczęła wierzgać dziko i krzyczeć. Wtedy jakaś czerwonowłosa kobieta wlała do jej ust przejrzysty eliksir, którym zapewne było Veritaserum. Po chwili zamilkła.
- Dlaczego próbowałaś zabić Jamesa Pottera?
- Bo wiedziałam, że darzy on sympatią Adriannę Orłowską sympatią, a ona jego. Moim celem jest zniszczenie jej życia - odparła. Czułam na sobie wiele spojrzeń jednak zachowałam kamienną twarz. To co usłyszałam kompletnie mnie zszokowało jednak nie okazałam tego.
- Dlaczego chcesz zniszczyć jej życie?
- To zemsta za to, że mnie zabito. - Weasley słysząc tą odpowiedź nie przestawał jednak pytać:
- Jak naprawdę się nazywasz?
- Nikolaj Iwanow. - W gabinecie zaległa przerażająca cisza. Nikt się tego nie spodziewał. Auror, który ją przesłuchiwał zmarszczył brwi.
- Jak znalazłeś się w ciele tej dziewczyny?
- Nie jestem w jej ciele. Jest ona pod wpływem zaklęcia silniejszego niż Imperius, które rzuciłem na nią jeszcze żyjąc.
- Jakie to zaklęcie? Jak je zwalczyć? - Pytał lekko zdenerwowany.
- Regla espirit. By usunąć to zaklęcie potrzeba wielkiej siły woli ze strony ofiary, a ta dziewczyna tego nie wykazuje, więc z łatwością mogłem zawładnąć jej umysłem - odpowiedział Iwanow głosem Dominiki. Wtedy coś sobie uświadomiłam.
- Czy to ty opętałeś tamtą uzdrowicielkę i zabiłeś mojego brata?
- Tak. - W jednej chwili poczułam jak ogarnia mnie zimna furia, na przemian zaciskałam dłonie w pięści i je rozprostowywałam, aż zdecydowanie wzięłam jeden głęboki wdech chcąc się uspokoić co i tak za bardzo nie pomogło.
- I co dalej? - Zapytałam ze względnym spokojem. Nie ukazywałam emocji chociaż czułam jak coś wewnątrz mnie próbuję się wyrwać i rozwalić wszystko co znajduję się w zasięgu moich rąk. Brązowooki auror przesłuchujący wcześniej moją byłą przyjaciółkę westchnął ciężko przecierając oczy.
- Jak na razie nie możemy nic zrobić. Będzie trzeba ją tu zatrzymać do czasu, aż znajdziemy rozwiązanie. Ciebie osobiście odprowadzę do domu. Tylko musisz mi powiedzieć gdzie - rzekł patrząc na mnie, na co kiwnęłam głową.
- Londyn. Obojętnie gdzie, resztę drogi pokonam sama - odpowiedziałam.
- A czy ty czasem nie mieszkasz w Polsce? - odezwała się niejaka Kate patrząc na mnie zdegustowana.
- W chwili obecnej, nie. Lecz to już moja prywatna sprawa - odrzekłam na co ona wywróciła oczami - Czy chciałaby pani coś powiedzieć? - Dodałam widząc jej postawę, która była wyjątkowo irytująca, z resztą jak cała jej postać.
- Nawet nie jesteś pełnoletnia. Powinnaś mieszkać z kimś... - zaczęła jednak jej przerwałam.
- Dorosłym? Ciekawe z kim skoro wszyscy dorośli, których znam są martwi. Poza tym, jak już wcześniej wspominałam, jestem Polką i w moim kraju uzyskuje się pełnoletność w wieku piętnastu lat, a ja mam szesnaście. Myślę, że jako auror powinna pani zapoznać się chociaż z PODSTAWOWYMI prawami magii, które obowiązują w pozostałych krajach Europy. Nie chciałabym być nieuprzejma, ale po wypowiedzeniu tych słów wyszła pani na okropną ignorantkę - powiedziałam zimno patrząc w jej oczy, w których widniało oburzenie po czym zwróciłam się do rudowłosego aurora - To jak? Może mnie pan podrzucić? Wolałabym wyjść wcześniej, bo jeszcze trochę i wypowiedziałabym o parę słów za dużo na temat tej... pani - rzekłam, a ostatnie słowo wyjątkowo ciężko przeszło mi przez gardło. Sama nie wiem czemu, ale po prostu nie mogłam uwierzyć, że ta kobieta pracuje w tym zawodzie. Mężczyzna skinął na mnie głową na co ja złapałam jego ramię. Nie minęła sekunda, a ja już byliśmy w jakimś ciemnym zakątku w Londynie. Puściłam jego rękę i już chciałam się teleportować do Hogwartu, ale mężczyzna zatrzymał mnie.
- Gdyby wystąpiły jakieś poważne problemy to wyślij do mnie patronusa, dobrze? Umiesz go wyczarować? - Zadawał pytania na, które odpowiadałam twierdząco, a już po chwili wylądowałam na tak dobrze znanej mi, hogwardzkiej polanie. Położyłam się na tej jakże zielonej i miękkiej trawie chcąc zapomnieć o tym czego się dzisiaj dowiedziałam, lecz nie potrafiłam. Choćbym nie wiem jak chciała. Morderca moich rodziców oraz siostry sterowałam umysłem mojej byłej najlepszej przyjaciółki, która będąc pod jego wpływem, zabiła mojego brata. Brzmi to jak jakiś tani, mugolski horror. Szkoda tylko, że jestem w nim odtwórczynią głównej roli i chcąc nie chcąc muszę dalej grać. Póki ktoś łaskawie mnie nie zabije. Ach... i jak tu nie kochać życia? Nawet nie wiem, kiedy znużył mnie sen.
Deski drewnianej chatki przepuszczały niewiele światła. Widziałam tylko zarysy konkretnych postaci. Bałam się zrobić jakikolwiek ruch chociaż moje ciało zostało tak skatowane, że wątpiłam, żeby mi się udało ruszyć chociaż na milimetr. Serce waliło jak młotem. To była tylko chwilowa przerwa.
Tortury miały zacząć się już niedługo.
Mój nierówny oddech zagłuszał ciszę panującą w pomieszczeniu. Nagle poczułam jak ktoś delikatnie chwyta moją zakrwawioną dłoń ściskając ją pokrzepiająco.
- Mama? - wyszeptałam z trudem. Żebra bolały mnie niemiłosiernie, a każdy oddech powodował ogromny ból.
- Jestem tu córeczko. Jestem - odparła również szeptem nie chcąc obudzić naszych prześladowców. Leżałyśmy na podłodze wystraszone, bojąc się nadejścia nocy.
- Mamo... boję się... oni nas zabiją... zabiją... - mówiłam z trudem, lecz nie płakałam. Nie mogłam się tak upokorzyć, żeby uronić chociaż jedną łzę. To znaczyłoby, że wygrali. Że doprowadzili mnie do tak beznadziejnego stanu. To znaczyłoby, że się poddałam.
- Należymy do rodziny Orłowskich, Adrianno. A to zobowiązuje nas do odejścia z honorem. Choćby nie wiem, co, nie możemy dać im powodu do kpin. Umieramy jako ludzie dumni, a nie jako psy skomlące o łaskę. Pamiętaj, jesteśmy Polakami i mamy umrzeć jak Polacy. - W jej głosie wyraźnie słychać było powagę i świadomość z jaką mówi to słowa ściskając moją dłoń. Mama miała rację, jeśli mam umrzeć to, tylko i wyłącznie jako dumna Polka. Nagle zajaśniało światło. Musiałam zmrużyć oczy, aby zobaczyć cokolwiek. W tamtej chwili pragnęłam je jednak zamknąć. Cruel wyglądała na pozór normalnie gdyby nie ten sadystyczny uśmiech i te złowieszcze ogniki w oczach.
- No witam, witam! To kto dzisiaj będzie pierwszy? Hmm... może mamuśka, co? - I nie czekając na nic prostym zaklęciem rzuciła nią na drugi koniec pokoju. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ją tak traktowała. Zaczęłam powoli wstawać wciąż chwiejąc się na nogach jednak była Śmierciożerczyni nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi tylko kucnęła przy mojej matce.
- I co mugolko? Boli? Ale to zaboli bardziej - rzekła po czym wyciągnęła nóż (który był czaromagiczny, ale o tym potem dop.autorka) i z całej siły wbiła go w jej dłoń. Na co kobieta z trudem zdusiła okrzyk bólu. Tego było za wiele. Rzuciłam się w kierunku niczego nie spodziewającej się sadystki i zaczęłam ją dusić. Czułam jednocześnie nienawiść, wściekłość, ale i spokój, opanowanie. Z dziką satysfakcją patrzyłam na jej próby zaczerpnięcia powietrza, które kończyły się niepowodzeniem. Powoli odliczałam sekundy napawając się tą chwilą.
Kiedy już prawie była martwa usłyszałam jeszcze jak zdławionym głosem mówi:
- Zostaniesz morderczynią. - Ta chwila, w której się zawahałam, w której ją puściłam okazała się być najgorszym błędem mojego życia...
Koniec retrospekcji
Potrząsnęłam głową chcąc przestać wspominać.
Teraz liczyło się to, że już nigdy nie okażę słabości względem ludzi. Muszę być twarda i bezwzględna. To jedyny sposób, żeby przeżyć. Czy jedyny? Wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Kto by pomyślał, że jeszcze kilka miesięcy temu moim największym zmartwieniem była trója z Zielarstwa na koniec roku? Dosyć dużo się zmieniło przez ten czas. Wstałam powoli z łóżka.
Tak bardzo chciałabym zobaczyć Damiana, rodziców i Anię.
Szkoda, że nie mam Kamienia Wskrzeszenia. Co ja bym dała, żeby zobaczyć ich chociaż raz. Tylko raz. Westchnęłam ciężko zmierzając w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz i zeszłam po obszernych, drewnianych schodach. Po kilku minutach dotarłam do Pokoju Wspólnego. Wyglądał tak przytulnie, rodzinnie. Fotele i kanapa obite w czerwoną skórę, poduszki, dywan oraz ściany także miały barwy Gryffindoru. Zważając na to, że już wcześniej jadłam obiad postanowiłam pójść do lasu.
Ostatnimi czasy cały czas mnie coś tam ciągnęło.
Podeszłam do kominka, otworzyłam tajne przejście po czym zbiegłam na dół. Kiedy już byłam na dworze, stałam się niewidzialna. Wolałabym, żeby nikt nie wiedział, że jak nie mam co robić to idę sobie biegać do Zakazanego Lasu. Normalnie brzmiało to głupio oraz nieodpowiedzialnie, ale nie dla mnie. Rzuciłam się biegiem w stronę tej niebezpiecznej puszczy. W ciągu kilkunastu, a może kilku sekund dotarłam na miejsce. Gdy byłam już głęboko schowana między drzewami wyszeptałam:
- Invisibilis magicae! - A następnie zmieniłam swą postać pędząc przed siebie.
Każdy mój zmysł był wyostrzony. Słyszałam śpiewanie ptaków nawet z najdalszego zakątka lasu. Moje oczy, a raczej ślepia, dostrzegały nawet najmniejszą rzecz. Zręcznie omijałam wszystkie przeszkody, które napotykałam na swojej drodze. W tej chwili czułam, że mogłam wszystko. Tak zajęta byłam bieganiem, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, kiedy dobiegłam na tak dobrze znaną mi polanę. Zmieniłam swoją postać po czym uśmiechnęłam się błogo patrząc na to miejsce skąpane w słonecznych promieniach. Położyłam się na trawie podziwiając niesamowite barwy nieba.
Nagle poczułam pieczenie na nadgarstku.*
W jednej chwili moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy przypomniałam sobie co to oznacza. Wstałam szybko po czym wyciągnęłam różdżkę, dotknęłam piekącego nadgarstka i natychmiast teleportowałam się w miejsce gdzie powinien znajdować się James. Usłyszałam krzyki i zobaczyłam zwijającego się na ziemi chłopaka.
- Petrificus Totalus! - Nie czekając ani chwili wycelowałam mój magiczny ośrodek mocy w osobę, która torturowała młodego Pottera. Przeciwnik natychmiast skamieniał, a ja podbiegłam do bruneta, który oddychał ciężko nie wstając z podłogi. Dopiero teraz zauważyłam, że leżał w kałuży brunatno-czerwonej cieczy, a rana znajdowała się na klatce piersiowej.
- Cholera! - Zaklęłam po czym szybkim zaklęciem przyciągnęłam do siebie napastnika i zamurowało mnie, gdy zobaczyłam... Dominikę!
- Adrianne...? - wyszeptał brązowooki kładąc dłoń na moim policzku. Zwróciłam swoje oczy w jego stronę i mimowolnie coś ścisnęło moje serce, gdy widziałam w jakim jest stanie.
- Tak, to ja. Nie martw się, zaraz przeniosę cię do szpitala. Będzie dobrze - mówiąc to użyłam prostego czaru i w ciągu sekundy jego klatka piersiowa została szczelnie obwiązana białymi bandażami, które i tak już po kilku sekundach nasiąkły krwią. Pomogłam mu wstać, złapałam Jastrzębską za rękę i teleportowałam się do św. Munga.
- Pomocy! - krzyknęłam i przypomniałam sobie, że identyczna sytuacja już kiedyś miała miejsce. Natychmiast podbiegli do mnie uzdrowiciele, a ludzie będący w poczekalni patrzyli się na mnie zszokowani. No racja, przecież jestem cholerną sensacją! Jeden z nich wyczarował czarodziejskie nosze i gdzieś się z nim teleportował, a drugi zaczął zadawać pytania.
- Wiesz jakimi zaklęciami dostał? - mówił szybko, a ja wiedząc, że jest to ważne odpowiadałam równie prędko, ale wyraźnie.
- Nie wiem, ale przypuszczam, że były to jakieś czarno-magiczne - odparłam zgodnie z prawdą, a mężczyzna przeniósł wzrok na moją byłą najlepszą przyjaciółkę, która wciąż była pod wpływem mojego czaru.
- Dlaczego ona się nie rusza? Kim ona w ogóle jest? - zapytał marszcząc brwi.
- Rzuciłam na nią zaklęcie pełnego porażenia ciała, bo prawie zabiłaby waszego obecnego pacjenta - odpowiedziałam na co on pokiwał głową i powiedział:
- Jeśli to prawda trzeba wezwać aurorów. Natychmiast - rzekł stanowczo.
- Nie zmyśliłabym czegoś takiego. - Szatyn spojrzał w moją stronę uważnie, a następnie westchnął.
- Możesz być spokojna. Twój kolega jest w dobrych rękach, niedługo przybędą aurorzy, więc jeśli możesz, poczekaj tutaj chwilę. - Niebieskooki chciał odejść, lecz zatrzymałam go.
- Czy nie powinniście poinformować jego rodziców o tym co się z nim dzieje? - spytałam, a on odpowiedział:
- Naturalnie, zostaną poinformowani. Nie martw się o to - rzekł po czym odszedł. Ledwo usiadłam na jedno z krzeseł, a już musiałam wstawać, bo przybyli wezwani czarodzieje.To się nazywa szybkość.
- O co chodzi? - zapytał jeden z nich uzdrowicielka, a on opowiedział mu to co ja mu powiedziałam. Po chwili wzrok aurorów skierował się na mnie.
- Czyli uważasz, że twoja koleżanka próbowała zabić Jamesa Pottera?
- Przecież gdyby tego nie zrobiła to bym państwa nie wzywała, prawda? - Ten tylko podniósł jedną brew w geście zaskoczenia, lecz przerwał mu inny auror. Był bardzo, bardzo wysoki, miał niewielki, spiczasty nos, dużo piegów, krótkie, rude włosy oraz jasno-brązowe oczy. Bardzo przypominał mi książkowy opis Ronalda Weasleya, ale nie miałam pewności, co do jego prawdziwej tożsamości.
- Wszystko nam opowiesz, ale najpierw musimy przetransportować ciebie i... ją do Ministerstwa Magii - mówiąc to podał mi ramię, a ja niepewnie je przyjęłam. Wszystko zaczęło wirować i po chwili wylądowałam w dosyć dużym pomieszczeniu gdzie panowały głównie ciemne odcienie błękitu. Pokój był idealny pod każdym względem. Znajdowały się tam dwa, duże okna, biurko wykonane z ciemnego drewna tak samo jak trzy krzesła stojące obok niego, podłoga lśniła czystością. Kiedy jakaś kobieta podniosła różdżkę skierowując ją w stronę Dominiki natychmiast zareagowałam.
- Niech pani uważa. Ona może w każdej chwili się teleportować bądź zrobić komuś krzywdę - powiedziałam ostrzegawczo. Brunetka spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- Przecież ona ma dopiero... - zaczęła, lecz jej przerwałam.
- Ona jest Polką i skończyła piętnaście lat, a ten wiek w moim kraju oznacza pełnoletność i bez przeszkód może używać magii poza szkołą - rzekłam chłodnym tonem czym wszystkich zaskoczyłam.
- Ona ma rację, Kate. Nie przejmuj się tym, Adrienne. Oprócz pracowników Ministerstwa nikt inny nie może się tutaj teleportować - rudowłosy mężczyzna sam wyciągnął swoją różdżkę skierowując ją na Jastrzębską, zaczął coś szeptać pod nosem. Po chwili magiczny patyk Dominiki wylądował w jego dłoni, a właścicielka była skrępowana magicznymi linami. Mruknął jeszcze coś pod nosem, a po chwili szatynka zaczęła wierzgać dziko i krzyczeć. Wtedy jakaś czerwonowłosa kobieta wlała do jej ust przejrzysty eliksir, którym zapewne było Veritaserum. Po chwili zamilkła.
- Dlaczego próbowałaś zabić Jamesa Pottera?
- Bo wiedziałam, że darzy on sympatią Adriannę Orłowską sympatią, a ona jego. Moim celem jest zniszczenie jej życia - odparła. Czułam na sobie wiele spojrzeń jednak zachowałam kamienną twarz. To co usłyszałam kompletnie mnie zszokowało jednak nie okazałam tego.
- Dlaczego chcesz zniszczyć jej życie?
- To zemsta za to, że mnie zabito. - Weasley słysząc tą odpowiedź nie przestawał jednak pytać:
- Jak naprawdę się nazywasz?
- Nikolaj Iwanow. - W gabinecie zaległa przerażająca cisza. Nikt się tego nie spodziewał. Auror, który ją przesłuchiwał zmarszczył brwi.
- Jak znalazłeś się w ciele tej dziewczyny?
- Nie jestem w jej ciele. Jest ona pod wpływem zaklęcia silniejszego niż Imperius, które rzuciłem na nią jeszcze żyjąc.
- Jakie to zaklęcie? Jak je zwalczyć? - Pytał lekko zdenerwowany.
- Regla espirit. By usunąć to zaklęcie potrzeba wielkiej siły woli ze strony ofiary, a ta dziewczyna tego nie wykazuje, więc z łatwością mogłem zawładnąć jej umysłem - odpowiedział Iwanow głosem Dominiki. Wtedy coś sobie uświadomiłam.
- Czy to ty opętałeś tamtą uzdrowicielkę i zabiłeś mojego brata?
- Tak. - W jednej chwili poczułam jak ogarnia mnie zimna furia, na przemian zaciskałam dłonie w pięści i je rozprostowywałam, aż zdecydowanie wzięłam jeden głęboki wdech chcąc się uspokoić co i tak za bardzo nie pomogło.
- I co dalej? - Zapytałam ze względnym spokojem. Nie ukazywałam emocji chociaż czułam jak coś wewnątrz mnie próbuję się wyrwać i rozwalić wszystko co znajduję się w zasięgu moich rąk. Brązowooki auror przesłuchujący wcześniej moją byłą przyjaciółkę westchnął ciężko przecierając oczy.
- Jak na razie nie możemy nic zrobić. Będzie trzeba ją tu zatrzymać do czasu, aż znajdziemy rozwiązanie. Ciebie osobiście odprowadzę do domu. Tylko musisz mi powiedzieć gdzie - rzekł patrząc na mnie, na co kiwnęłam głową.
- Londyn. Obojętnie gdzie, resztę drogi pokonam sama - odpowiedziałam.
- A czy ty czasem nie mieszkasz w Polsce? - odezwała się niejaka Kate patrząc na mnie zdegustowana.
- W chwili obecnej, nie. Lecz to już moja prywatna sprawa - odrzekłam na co ona wywróciła oczami - Czy chciałaby pani coś powiedzieć? - Dodałam widząc jej postawę, która była wyjątkowo irytująca, z resztą jak cała jej postać.
- Nawet nie jesteś pełnoletnia. Powinnaś mieszkać z kimś... - zaczęła jednak jej przerwałam.
- Dorosłym? Ciekawe z kim skoro wszyscy dorośli, których znam są martwi. Poza tym, jak już wcześniej wspominałam, jestem Polką i w moim kraju uzyskuje się pełnoletność w wieku piętnastu lat, a ja mam szesnaście. Myślę, że jako auror powinna pani zapoznać się chociaż z PODSTAWOWYMI prawami magii, które obowiązują w pozostałych krajach Europy. Nie chciałabym być nieuprzejma, ale po wypowiedzeniu tych słów wyszła pani na okropną ignorantkę - powiedziałam zimno patrząc w jej oczy, w których widniało oburzenie po czym zwróciłam się do rudowłosego aurora - To jak? Może mnie pan podrzucić? Wolałabym wyjść wcześniej, bo jeszcze trochę i wypowiedziałabym o parę słów za dużo na temat tej... pani - rzekłam, a ostatnie słowo wyjątkowo ciężko przeszło mi przez gardło. Sama nie wiem czemu, ale po prostu nie mogłam uwierzyć, że ta kobieta pracuje w tym zawodzie. Mężczyzna skinął na mnie głową na co ja złapałam jego ramię. Nie minęła sekunda, a ja już byliśmy w jakimś ciemnym zakątku w Londynie. Puściłam jego rękę i już chciałam się teleportować do Hogwartu, ale mężczyzna zatrzymał mnie.
- Gdyby wystąpiły jakieś poważne problemy to wyślij do mnie patronusa, dobrze? Umiesz go wyczarować? - Zadawał pytania na, które odpowiadałam twierdząco, a już po chwili wylądowałam na tak dobrze znanej mi, hogwardzkiej polanie. Położyłam się na tej jakże zielonej i miękkiej trawie chcąc zapomnieć o tym czego się dzisiaj dowiedziałam, lecz nie potrafiłam. Choćbym nie wiem jak chciała. Morderca moich rodziców oraz siostry sterowałam umysłem mojej byłej najlepszej przyjaciółki, która będąc pod jego wpływem, zabiła mojego brata. Brzmi to jak jakiś tani, mugolski horror. Szkoda tylko, że jestem w nim odtwórczynią głównej roli i chcąc nie chcąc muszę dalej grać. Póki ktoś łaskawie mnie nie zabije. Ach... i jak tu nie kochać życia? Nawet nie wiem, kiedy znużył mnie sen.
Sen:
Siedziałam na piasku, uśmiechając się delikatnie czując jak morskie fale muskały moje stopy.
Zaraz, zaraz. Jak to? Skąd się tu do licha wziął piach, morze i dlaczego ja się uśmiecham?! Chciałam wstać, gdy poczułam, że ktoś siada obok mnie. Z zaskoczeniem stwierdziłam, iż to Damian. Miał na sobą białą koszulę, spodnie sięgające kolan w tym samym kolorze i oczywiście skrzydła. Nie rzuciłam się mu w ramiona, ale na moją twarz wpłynął smutny uśmiech.
- Znowu cię widzę. Dlaczego? - spytałam nie odrywając wzroku od niego jednak on wciąż patrzył na jakiś punkt przed sobą.
- Odkryłem to dopiero niedawno, lecz nasz rodzinny pierścień ma dziwną moc. Mogę cię odwiedzać w twoich snach jeśli tylko tego chcesz. Mogę cię zobaczyć, dotknąć. - Wtedy zwrócił swoją twarz w moją stronę po czym uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie mocno na co ja odwzajemniłam uścisk wdychając tak dobrze mi znany zapach, który zawsze kojarzył mi się z bezpieczeństwem.
- Ale nie o to chodzi, prawda? - zapytałam na co on zmienił pozycję i teraz opierałam się o jego klatkę piersiową twarzą będąc zwróconą w kierunku morza natomiast on objął mnie ramieniem opierając swój podbródek na czubku mojej głowy.
- Jak zwykle masz rację, siostrzyczko. Tam z góry obserwuję cię, wiem o wszystkim. Musisz być silna. Nie możesz dać ponieść się emocjom. Jednym ze sposobów, by przywrócić Dominikę jest wybaczenie.
- Nie rozumiem. Mam jej wybaczyć to, że zdradziła mnie, odbiła chłopaka, oczerniała publicznie i zabiła cię? To jest niewykonalne. Wiesz o tym dobrze - powiedziałam twardo.
- ,,Słabi nigdy nie potrafią przebaczać. Przebaczenie jest cnotą silnych" - zacytował, a ja odsunęłam się od niego po czym wstałam.
- Zrozum, iż ja nie potrafię jej wybaczyć! Tak samo jak nigdy nie wybaczę Cruel, Iwanowi i reszcie! Jestem słaba! Jestem cholernie słaba, ale patrz ile ci ludzie złego mi w życiu wyrządzili, a potem nie wykazali nawet żadnej skruchy! Wymagasz ode mnie rzeczy niewykonalnej! - powiedziałam głośno patrząc na niego, a po chwili stanął naprzeciwko mnie i teraz musiałam mocno zadzierać głowę do góry. Żałosne metr sześćdziesiąt pięć! Ten tylko pochylił się i położył mi dłonie na ramionach patrząc głęboko w oczy.
- Potrafisz. Znam cię, masz w sobie więcej siły niż połowa ludzi. Musisz ją tylko w sobie znaleźć.
- Błagam cię, nie zmuszaj mnie chociaż do tego, żebym wybaczyła jeszcze tym mordercom! Oni zapłacą za to co zrobili i dla nich nie ma ratunku - odpowiedziałam zimno.
- Nie zmuszę cię do tego. Wybór we wszystkim należy tylko do ciebie. Jednak możesz uratować życie Dominiki. Wystarczy wybaczyć, lecz to wybaczenie musi być szczere, inaczej nie będzie miało znaczenia - odwróciłam głowę w stronę morza. Musiałam to przemyśleć. Czy znajdę w sobie tyle siły?
- Ja chyba nie podołam, Damian. To ponad moje możliwości - mówiłam wciąż patrząc na bezkresny błękit.
- Dasz radę, Ari. Wiem, to. Teraz odejdę, ale spotkamy się niebawem - mówiąc to przyciągnął mnie do siebie po czym pocałował w czoło.
- Do zobaczenia i powodzenia. - Tylko tyle usłyszałam, bo wszystko się rozpłynęło.
- Nie rozumiem. Mam jej wybaczyć to, że zdradziła mnie, odbiła chłopaka, oczerniała publicznie i zabiła cię? To jest niewykonalne. Wiesz o tym dobrze - powiedziałam twardo.
- ,,Słabi nigdy nie potrafią przebaczać. Przebaczenie jest cnotą silnych" - zacytował, a ja odsunęłam się od niego po czym wstałam.
- Zrozum, iż ja nie potrafię jej wybaczyć! Tak samo jak nigdy nie wybaczę Cruel, Iwanowi i reszcie! Jestem słaba! Jestem cholernie słaba, ale patrz ile ci ludzie złego mi w życiu wyrządzili, a potem nie wykazali nawet żadnej skruchy! Wymagasz ode mnie rzeczy niewykonalnej! - powiedziałam głośno patrząc na niego, a po chwili stanął naprzeciwko mnie i teraz musiałam mocno zadzierać głowę do góry. Żałosne metr sześćdziesiąt pięć! Ten tylko pochylił się i położył mi dłonie na ramionach patrząc głęboko w oczy.
- Potrafisz. Znam cię, masz w sobie więcej siły niż połowa ludzi. Musisz ją tylko w sobie znaleźć.
- Błagam cię, nie zmuszaj mnie chociaż do tego, żebym wybaczyła jeszcze tym mordercom! Oni zapłacą za to co zrobili i dla nich nie ma ratunku - odpowiedziałam zimno.
- Nie zmuszę cię do tego. Wybór we wszystkim należy tylko do ciebie. Jednak możesz uratować życie Dominiki. Wystarczy wybaczyć, lecz to wybaczenie musi być szczere, inaczej nie będzie miało znaczenia - odwróciłam głowę w stronę morza. Musiałam to przemyśleć. Czy znajdę w sobie tyle siły?
- Ja chyba nie podołam, Damian. To ponad moje możliwości - mówiłam wciąż patrząc na bezkresny błękit.
- Dasz radę, Ari. Wiem, to. Teraz odejdę, ale spotkamy się niebawem - mówiąc to przyciągnął mnie do siebie po czym pocałował w czoło.
- Do zobaczenia i powodzenia. - Tylko tyle usłyszałam, bo wszystko się rozpłynęło.
Koniec snu
Obudziłam się na polanie.
Usiadłam przecierając oczy. Cały czas myślałam o rozmowie z Damianem. Czy dam sobie rady? Wybaczenie ma być szczere, z głębi serca. Ja sobie nie poradzę, to zbyt ciężkie. Z powrotem położyłam się na trawie zamykając oczy wdychając zapach kory drzew, kwiatów. Ale czy gdybym była na miejscu Jastrzębskiej też nie chciałabym, żeby ktoś mi pomógł? Czy mam ją skazać na cierpienie z zemsty? Czy powinnam być taką egoistką jak ona? Niestety, nie potrafiłam.
Zawsze chciałam pomagać ludziom nawet w najgorszych sytuacjach.
Czy nie powinno być tak samo i tym razem? Powinnam, to mój obowiązek jako dobrego człowieka. Szkoda tylko, że to ja zawsze byłam tą, którą pomagała, a sama nigdy nie otrzymałam pomocy. Podniosłam się powoli z miejsca i teleportowałam.
Wylądowałam na łące gdzie wcześniej pożegnałam się z panem Weasleyem. Wyjęłam różdżkę po czym wyczarowałam swojego patronusa. Wilczyca patrzyła na mnie z przywiązaniem, ale i oczekiwaniem.
- Może pan przybyć na miejsce, z którego się dzisiaj teleportowałam? Na tą łąkę. Mam ważną sprawę. Adrianna. - Gdy skończyłam mówić mój patronus pomknął w jakąś stronę, a następnie rozpłynął się w powietrzu. Usiadłam na murku czekając na przybycie mężczyzny. Po minucie pojawił się. Zeskoczyłam z murka, a następnie podeszłam do niego.
- Myślę, że wiem jak uratować Dominikę, lecz musi mi pan zaufać. - Ten nic nie odpowiedział tylko podał mi ramię, a ja poczułam szarpnięcie w brzuchu, by następnie wylądować w tamtym niebieskim pomieszczeniu. Spojrzałam na uśmiechającą się ironicznie Dominikę, która patrzyła wprost na mnie. Westchnęłam ciężko po czym podeszłam do niej i powiedziałam po polsku:
- Wybaczam ci. Nie jesteś teraz sobą, ale wystarczy twoja wola walki. Możesz go pokonać. Wierzę w ciebie - mówiąc to dotknęłam delikatnie jej ręki i nagle jakaś siła odepchnęła mnie mocno do tyłu i pewnie bym walnęła w ścianę gdyby nie szybka reakcja rudowłosego aurora, który zamortyzował mój upadek za pomocą zaklęcia. Wtedy Dominika zaczęła wić się na krześle i krzyczeć. Wyglądało to dosyć przerażająco jednak, gdy pan Weasley chciał do niej podejść powstrzymałam go.
- Ona teraz walczy. Możemy jedynie czekać, jeśli jej się nie uda spróbuję znowu - rzekłam po kilku minutach zamilkła i siedziała już normalnie oddychając ciężko. Na jej twarzy widniały kropelki potu pokazujące zmęczenie dziewczyny. Podniosła głowę po czym zaskoczona zaczęła się rozglądać po pokoju.
- Gdzie ja jestem? Co tu robię? Adrianna? - Na wszelki wypadek brązowooki wyciągnął Veritaserum chcąc się upewnić, że to nie Iwanow.
- Jak się naprawdę nazywasz?
- Dominika Jastrzębska - odpowiedziała głosem wypranym z emocji.
- Nikolaju Iwanow, jesteś w ciele tej dziewczyny? - Odpowiedziała mu cisza co oznaczało, że ten morderca już opuścił jej ciało. Mężczyzna wyjął drugą fiolkę o szarym kolorze po czym wlał zawartość butelki do gardła szatynki. Dziewczyna natychmiast się ocknęła, a auror ją uwolnił.
- Dlaczego tu jestem? I co ty tutaj robisz? - zwróciła się do mnie z lekkim przestrachem w głosie. No tak, wciąż pamięta nasze spotkanie. Dziwne, myślałam, że była wtedy pod władzą Iwanowa, więc dlaczego mi wtedy niczego nie zrobiła...? Chciałam odpowiedzieć jednak uprzedził mnie trzydziestolatek.
- Zostałaś opętana przez Nikolaja Iwanowa i byłaś pod jego kontrolą przez dosyć długi okres. Gdyby nie Adrianna najprawdopodobniej wciąż by tak było - powiedział na co ona zwróciła w moją stronę swoje oczy patrzące na mnie z szokiem.
- Ty mi pomogłaś? Przecież... ja... ty... dziękuję - wykrztusiła rumieniąc się delikatnie. Nie odpowiedziałam tylko zwróciłam się do aurora.
- Niech pan ją przeniesie do domu. Z pewnością rodzice się martwią - rzekłam obojętnym głosem.
- A ciebie? Tam gdzie wcześniej? - spytał na co kiwnęłam głową po chwili poczułam szarpnięcie w okolicach brzucha i wylądowaliśmy na łące.
- No to... do widzenia - rzekłam po czym puściłam rękę rudowłosego i teleportowałam się do Zakazanego Lasu wtedy zobaczyłam, że słońce powoli zachodzi. Wyostrzyłam zmysły, a po chwili stałam na czterech łapach. Nie czekając na nic popędziłam przed siebie. Moja głowa była zapełniona tymi wszystkimi rzeczami jakich się dowiedziałam. Ciekawe czy chociaż raz w życiu będę mogła mieć spokojny dzień... po kilku minutach dobiegłam na skraj lasu już chciałam zmienić swoją postać, lecz zauważyłam Harry'ego Potter'a stojącego na boisku do Quidditcha. Schowałam się bardziej w cieniu drzew, by nie mógł mnie zauważyć i znów stałam się człowiekiem. Otrzepałam ubranie z niewidzialnego pyłku i poprawiłam włosy. Wolałabym, żeby nie wiedział o tym, że szlajam się po Zakazanym Lesie. W końcu jak sama nazwa wskazuje, nie można tam wchodzić. Po chwili bezszelestnie zaczęłam zmierzać w jego stronę.
Stałem na moim starym, szkolnym boisku od Quidditch'a. Wydaję mi się jakby jeszcze tak niedawno graliśmy tutaj z Ślizgonami. Zacząłem sobie przypominać te wszystkie mecze, kontuzje, zwycięstwa, porażki. Mimowolnie uśmiechnąłem się delikatnie. Szkoda, że te czasy już nigdy nie wrócą. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie damski głos:
- Co pan tu robi? - Odwróciłem się i zobaczyłem Adriannę. Nie wyglądała zbytnio zdziwiona moim przybyciem. Z jej wyrazu twarzy czy oczu nie dało się wywnioskować jakichkolwiek emocji. Pustka.
- Chciałbym ci podziękować za to, że uratowałaś Jamesa. To było bardzo odważne z twojej strony - powiedziałem szczerze.
- Nie ma mi pan za co dziękować. Zobaczyłam, że potrzebuje pomocy, więc mu pomogłam. To był zwykły odruch - odpowiedziała obojętnie.
- Oczywiście... James bardzo chciałby cię zobaczyć - powiedziałem oczekując na jakikolwiek ludzki odruch z jej strony, jednak się go nie doczekałem.
- Przykro mi, lecz nie będę mogła go odwiedzić. Gdybym to zrobiła, prędzej czy później bym tego pożałowała. Ludzie darzący mnie jakimkolwiek, ciepłym uczuciem nigdy dobrze nie kończą. Wystarczy spojrzeć na członków mojej rodziny. Nie chcę już więcej narażać niewinnych ludzi na cierpienie. Nie mogę być względem nich, aż taką egoistką. Proszę mi wybaczyć, ale ja już muszę iść. Do widzenia - rzekła pusto, chociaż przez chwilę w jej oczach chyba było widać smutek. Albo mi się zdawało. Patrzyłem na jej oddalającą się sylwetkę i postanowiłem, że nie będę jej męczył. Tak wiele przeżyła... otrząsnąłem się z zamyśleń i teleportowałem się do szpitala.
- Dlaczego tu jestem? I co ty tutaj robisz? - zwróciła się do mnie z lekkim przestrachem w głosie. No tak, wciąż pamięta nasze spotkanie. Dziwne, myślałam, że była wtedy pod władzą Iwanowa, więc dlaczego mi wtedy niczego nie zrobiła...? Chciałam odpowiedzieć jednak uprzedził mnie trzydziestolatek.
- Zostałaś opętana przez Nikolaja Iwanowa i byłaś pod jego kontrolą przez dosyć długi okres. Gdyby nie Adrianna najprawdopodobniej wciąż by tak było - powiedział na co ona zwróciła w moją stronę swoje oczy patrzące na mnie z szokiem.
- Ty mi pomogłaś? Przecież... ja... ty... dziękuję - wykrztusiła rumieniąc się delikatnie. Nie odpowiedziałam tylko zwróciłam się do aurora.
- Niech pan ją przeniesie do domu. Z pewnością rodzice się martwią - rzekłam obojętnym głosem.
- A ciebie? Tam gdzie wcześniej? - spytał na co kiwnęłam głową po chwili poczułam szarpnięcie w okolicach brzucha i wylądowaliśmy na łące.
- No to... do widzenia - rzekłam po czym puściłam rękę rudowłosego i teleportowałam się do Zakazanego Lasu wtedy zobaczyłam, że słońce powoli zachodzi. Wyostrzyłam zmysły, a po chwili stałam na czterech łapach. Nie czekając na nic popędziłam przed siebie. Moja głowa była zapełniona tymi wszystkimi rzeczami jakich się dowiedziałam. Ciekawe czy chociaż raz w życiu będę mogła mieć spokojny dzień... po kilku minutach dobiegłam na skraj lasu już chciałam zmienić swoją postać, lecz zauważyłam Harry'ego Potter'a stojącego na boisku do Quidditcha. Schowałam się bardziej w cieniu drzew, by nie mógł mnie zauważyć i znów stałam się człowiekiem. Otrzepałam ubranie z niewidzialnego pyłku i poprawiłam włosy. Wolałabym, żeby nie wiedział o tym, że szlajam się po Zakazanym Lesie. W końcu jak sama nazwa wskazuje, nie można tam wchodzić. Po chwili bezszelestnie zaczęłam zmierzać w jego stronę.
Perspektywa Harry'ego:
- Co pan tu robi? - Odwróciłem się i zobaczyłem Adriannę. Nie wyglądała zbytnio zdziwiona moim przybyciem. Z jej wyrazu twarzy czy oczu nie dało się wywnioskować jakichkolwiek emocji. Pustka.
- Chciałbym ci podziękować za to, że uratowałaś Jamesa. To było bardzo odważne z twojej strony - powiedziałem szczerze.
- Nie ma mi pan za co dziękować. Zobaczyłam, że potrzebuje pomocy, więc mu pomogłam. To był zwykły odruch - odpowiedziała obojętnie.
- Oczywiście... James bardzo chciałby cię zobaczyć - powiedziałem oczekując na jakikolwiek ludzki odruch z jej strony, jednak się go nie doczekałem.
- Przykro mi, lecz nie będę mogła go odwiedzić. Gdybym to zrobiła, prędzej czy później bym tego pożałowała. Ludzie darzący mnie jakimkolwiek, ciepłym uczuciem nigdy dobrze nie kończą. Wystarczy spojrzeć na członków mojej rodziny. Nie chcę już więcej narażać niewinnych ludzi na cierpienie. Nie mogę być względem nich, aż taką egoistką. Proszę mi wybaczyć, ale ja już muszę iść. Do widzenia - rzekła pusto, chociaż przez chwilę w jej oczach chyba było widać smutek. Albo mi się zdawało. Patrzyłem na jej oddalającą się sylwetkę i postanowiłem, że nie będę jej męczył. Tak wiele przeżyła... otrząsnąłem się z zamyśleń i teleportowałem się do szpitala.
Godzina później, perspektywa Adrianny:
Sen:
Znowu byłam na tej samej plaży.
Zwiewna, biała suknia, którą miałam na sobie delikatnie powiewała na wietrze, a ja wdychałam pełną piersią słone, morskie powietrze. Nagle poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam Damiana, który uśmiechał się szeroko, a jego oczy błyszczały z dumy.
- Mówiłem, że ci się uda, Ari. Jestem z ciebie dumny - mówiąc to przytulił mnie mocno. Kiedy wyszłam z jego objęć zapytałam:
- Czy jak przeniosę się do przeszłości też będziemy mogli się spotykać? - zapytałam niepewnie. Nie poradziłabym sobie bez niego. Tęskniłabym za jego obecnością, głosem, dobrą radą.
- Oczywiście. W końcu nie urodziłem się w latach siedemdziesiątych, prawda? Byłem wtedy żywy-nieżywy w niebie, więc raczej z pewnością jeszcze się spotkamy, kiedy tylko zechcesz. Chodź, przejdziemy się. Jest taka piękna pogoda - mówiąc to przygarnął mnie do swojego boku, objął ramieniem i szliśmy przed siebie. Gdzie dokładnie? Tego nie wiedziałam. Liczyło się tylko to, że znów był obok mnie.
..........................................................................................
*Tak działało zaklęcie, które Adrianna rzuciła we wcześniejszym rozdziale na Jamesa.
Witam!
A teraz przyznać się, kto spodziewał się, że mordercą zostanie Dominika? Raczej nikt xd
Achh... jak ja uwielbiam robić takie momenty zaskoczenia! Wybaczcie to opóźnienie, ale wcześniej nie miałam pomysłu jak dokończyć rozdział, dlatego teraz jest takie opóźnienie. Wybaczycie? xd
Selene Neomajni
Czytasz - komentujesz
1. Strój Adrianny:
Pierwsza! ^^
OdpowiedzUsuńHej ^^
UsuńBiedny James. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że Dominika może mieć z tym coś wspólnego. Ale wszystko się wyjaśniło. Dobrze, że Adrianna może rozmawiać z bratem w snach, to przynajmniej dla niej jakieś pocieszenie.
O, jeszcze dodam, że jej mama śpiewała 'Don't you worry, child' i aż usłyszałam tą piosenkę w głowie ^^ (Może mój komentarz nie jest zbyt chronologiczny, więc przepraszam).
Ogólnie to podobał mi się ten rozdział, jednak zachowanie Adrianny zaczęło mnie irytować. Oczywiście, rozumiem, że wszystkich straciła i tak dalej, ale jakoś nie przypadło mi do gustu to jej nowe 'wcielenie'. Nie podobało mi się to, w jaki sposób rozmawiała z tą kobietą i z Harrym. Tę urzędniczkę (?) mogę jeszcze rozumieć, bo zadała jej takie pytanie, ale moim zdaniem Adrianna trochę przesadziła. Wiem, że nie powinnam jej oceniać, bo jest w żałobie, ale jak tylko to czytałam, od razu stwierdziłam, że zachowuje się podle. Przepraszam :*
Ale przynajmniej zdobyła się na wybaczenie Dominice, a ta mogła się uwolnić od Iwanowa. To zaliczam na plus :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział.
Optimist ♡
Spokojnie, moje komentarze też są rzadko chronologiczne ;)
UsuńAdrianna może rzeczywiście zbyt chamsko się zachowała, ale ostatnimi czasy dusiła w sobie wiele emocji i... no cóż. W końcu musiały z niej jakoś ulecieć. Ale nie martw się, w następnych rozdziałach już się trochę uspokoi. Znaczy mam nadzieję.
Dziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Hejo!
OdpowiedzUsuńJestem i komentuje :3
W życiu bym się nie spodziewała, że to Dominika za tym wszystkim stoi. No, kiedyś bym do tego dotarła. Ale może. I kiedyś. Za lat dwadzieścia, może trzydzieści.
Znów wspaniale opisałaś uczucia Adi. I ciekawy był pomysł z tym pierścieniem.
Ronuś! I Harruś! Cieszę się, że się pojawili ^^
Lecę pisać rozdział u mnie, bo napadła mnie wena :)
Pozdrawiam, potopu weny życzę i z niecierpliwością czekam na next
Marta
No właśnie! Nikt by przecież nie podejrzewał takiej małej, zadufanej w sobie idiotki, prawda? Była idiotką, ale wydawała się być niegroźna. Takie osoby z reguły są najgorsze.
UsuńDziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Trzecia! :)
OdpowiedzUsuńWitam!
UsuńRozdział Super! Szok nie wierze, że to Dominika. Po prostu trudno mi to sobie wyobrazić. Ale zazwyczaj takie szare myszki mają coś na sumieniu. Nie wiem czemu, ale jej zachowanie skojarzyło mi się z zachowaniem Glizdogona.
Żal mi trochę Jamesa. Nie zasłużył sobie na coś takiego. Mam nadzieję, że nie umrze, ale przecież Dominika już nie jest opętana (nie wiem jak to inaczej nazwać). Więc nic mu teoretycznie nie grozi. Nie będę bardziej kusiła losu. Odpuśćmy ten temat. ;)
Nie powiem Adrianna ma charakterek.
Damian może pojawić się w snach Adrianny i to jest powiązane z tym pierścieniem. Ciekawe nie powiem ciekawe. :)
Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny :)
Spokojnie, spokojnie. James nie umrze. Przecież Harry mówił do Adrianny, że James chciałby ją zobaczyć, prawda?
UsuńDziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Witam!
OdpowiedzUsuńAle Ty piszesz fajne rozdziały :D
Adrianna. Kontrowersyjna postać. Niektórzy ją lubią, niektórzy nie. Mnie tam się podoba jej charakter. Jest ironicza, sarkastyczna, wredna i pamiętliwa. Jak ja!
Dominika. Łagodnie mówiąc mała idotka, której nikt nie podejrzewał. Masz rację- tamie osoby są najgorsze.
James. Jak to James. Papla i papla i napaplać się nie może :))
Ja tam lubię wszystkie pierścienie. Nawet te zue czyt. Voldemort.
Tak, jak Rona jako postaci na blogach nie lubię u Ciebie jest znośny. I tu wcale nie chodzi o to,że on jest rudy. Nie, nie, nie. Po prostu jego charakter mnie się nie podoba. Ale tak, jak mówię- tutaj jest fajny.
Harry. Nigdy nie spotkałeś 'tak bezpośredniej dziewczyny'? A co z Ginny? :p
Podobał mi się ten rozdział i czekam na następny.
Pozdrawiam,
Karolina
To akurat prawda, Adrianna wzbudza różne emocje w różnych osobach, ale mi szczerze mówiąc nawet taka się podoba. Trochę bezczelna, lecz robiłam ją po części na wzór swojego charakteru, więc... to normalne, że nie każdemu może się podobać :)
UsuńJa też nie przepadam za Ronem, głównie dlatego, że większość bloggerek robi go na jakiegoś zboczeńca czy coś w tym stylu. Rzadko spotykałam się z przypadkami gdzie Weasley byłby pozytywnym bohaterem. Szczególnie na blogach o tematyce Dramione...
Dziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Adrianna jest super! Lubię chamstwo. Znaczy, nie lubię, tylko czasami jestem chamska, poddaję się impulsowi a potem żałuję :c
OdpowiedzUsuńHah, rozwaliło mnie to jak potraktowała tą aurorkę! Zachowałabym się na miejscu Rii tak samo! No, ale aurorka miała trochę racji. Ada wiele przeżyła i potrzebuje czyjeś opieki, silnych ramion...
( czyt. Syriusz.... <3 )
James. Biedak. Zdziwiło mnie trochę to, że Domi o niego pytała. Myślałam, że jej się podobał, czy coś.
Dominika. Nieźle. Szczerze? Nie zdziwiłam się. Pomysł jest świetny, ale czytałam tyle kryminałów, że wiem, że ten niepodejrzany jest podejrzany XD
Rozdział świetny, jak czytam twojego bloga to mi głupio mojego :o
Serio, masz świetny styl Adrianna jest nieziemską postacią a moja Eveneth nie dorasta jej do pięt :/
Pozdrawiam ☻
Huncwotka Vicky
No cóż. Adrianna rzeczywiście jest dosyć kontrowersyjną postacią. Inni ją lubią, popierają, a innych irytuję, denerwuję. Ale mi tam się podoba i to najważniejsze! Ty chyba jesteś najwierniejszą fanką Syrianny :D
UsuńNie przesadzaj, Twój blog też jest świetny! Eveneth nie jest taka chamska i bezczelna jak Rianna, ale każdemu podoba się co innego ;)
Dziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
To znowu ja :D
OdpowiedzUsuńTen pasek mi tak mryga i mryga i mryga, a ja dalej nie mam pojęcia co napisać. Dominika mordercą? Ciekawe, skąd Iwanow wiedział o tym, że dziewczyny się znają c: Wiesz co, trochę popieram Optimist - Ria jest trochę zbyt... mroczna? Słowo mi uciekło D: Denerwuje mnie lekko. I mam wrażenie, jakbym czytała o bliźniaczce Syriusza. Ale to moje schizy, tego nie ogarniesz ^^ Ogólnie rozdział fajny, tylko przecinki ci czasem uciekają.
Wiesz, że pod twoim wpływem zaczęłam ff o Syriuszu? ;D
PS. Nie musisz mnie informować o rozdziałach, mam cię w obserwowanych C:
Chyba chodziło Ci o to, że Adrianna jest bezczelna ;)
UsuńAle w następnych rozdziałach postaram się poprawić trochę jej zachowanie. Nic nie obiecuję.
Hah! Każdy, prędzej czy później ulegnie Syriuszowi! <3
Chociaż większość ff jakich czytałam o Łapci są beznadziejne, to ja go i tak kocham!
Dziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy tylko przeczytałam tytuł, oblałam siebie i laptop herbatą. Kurczę, już wiedziałam, że będzie ciekawie...
OdpowiedzUsuńDominika? W sumie... szare myszki skrywają więcej tajemnic niż czarne owce. Ale jednak: ona?! Masakra!
Iwanow mnie zaskoczył - skąd wiedział o znajomości dziewczyn? Ria jest troszkę, jak to Ashnnon określiła, mroczna, ale
ja ją polubiłam ;) Podoba mi się ta bezczelność Adrianny - moja krew! ;33
Ada ogółem głupio zrobiła, że puściła tą kretynkę, gdy ta zarzuciła jej, iż zostanie mordercą. Ja bym ją chyba udusiła za
samo odezwanie się do mnie w takiej chwili XD Ria pięknie to rozegrała z panią Auror :D
Słodki, biedy James ;c c;
No i tyle... Syriusz, Syriusz MRAU MRAU MRAU... < pozdro dla fanów Więźnia Labiryntu :D
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam w wolnej chwili ccc;;;
Buziaki i weny!
H
PS Od 10 do 20 nie ma mnie w domu, więc mogę nie skomentować jakiegoś rozdziału, ale z pewnością przeczytam.
Mam nadzieję, że się nie obrazisz :))
Hariet
Taa... wszyscy mają teraz fazę na Syriusza, ale on jest MÓJ! To znaczy Adrianny, ale... dobra, innym razem wytłumaczę.
UsuńDziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Podoba mi się postawa Adi :)Szczera bo po co ukrywać cokolwiek ? Chce już misję i huncwotów :3
OdpowiedzUsuńSzyriusza !!! :3
Życzę morza weny i czekam na nastepny rozdział ;3
Zielono oka
Misja będzie już chyba w następnym rozdziale, a Syriusz... też będzie niedługo ;)
UsuńDziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Wow. Serio nie spodziewałam się, że Dominika została opętana. Ja myślałam, że Jimmy umrze, ale, dzięki Salazarowi, przeżył :D Mhroczna Adrianna jest suuuuuper <3 Lubię opka z mrocznymi bohaterami, a niestety, niewiele jest takich :C Do dziś pamiętam rzekomo mhroczną Hermionę Riddle, która zakładała futrzane kamizelki i złote szpilki xD Syrianna! Syrianna! Jaaaa chcęęęę Syriaaaaaaannę! #rozkapryszonybachor
OdpowiedzUsuńTak bym chciała już te cofnięcie w czasieee!!! Tą mhroczną misję mhrocznej Rii i rodziców mhrocznej Adrianny! Oni pewnie też będą mhroczni... Taki mhroczny Voldi Beznosy i taka mhroczna mamuśka... Ku*de. Zapomniałam co napisać xC
Aaaaaaaaaa.... Mam! Ten Nikolaj Iwanow wydał mi się trochę za szczery. Wiem, że to veritaserum, ale mimo wszystko! Z Barty'ego ledwo odpowiedzi wydusili, a ten taką płynna ofpowiedź udzielił. Czekam na nexta i mhroczną Syriannę :P
Trust Death
No, błagam! A kto nie chce Syrianny? :D
UsuńCo do tej "mhrocznej" Hermiony Riddle wolałabym nie czytać tego jakże mhrocznego opowiadania. Skąd pomysł, że rodzice mhrocznej Rii będą w mhrocznej przeszłości? Ja pierdzielę... weź przestań z tym "mhroczne", bo i mi się to udzieliło! Pamiętajmy, iż Nikolaj władał tylko umysłem Dominiki. Nie był w swoim ciele i był słabszy.
Dziękuję za komentarz ♥
Selene Neomajni
Wybacz, ale ostatnio mam fazę na wszystko, co mhroczne. xd To tylko moje takie domysły z mhrocznymi rodzicami w mhrocznej przeszłości. Spróbuję się pohamować z moją mhrocznością (ciekawe czy wytrzymam godzinę...). :D
UsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny
sama-wiesz-jaki rozdział. :D
Trust Death